Nie jest istotnym jak mam na imię, bo każdy nazwie mnie po swojemu. Lubię niektóre z tych nazw, naprawdę. Lubię być Owieczką, Agrafką, Lady Pandorą ( z magiczną kulą i różdżką w kieszeni). Lubię być Cuxi, Dagmarchen ( to jakby dekagramy baśni). Lubię być Króliczkiem, Ciemką, Sarenką.
Nie lubię chyba tylko być Dagmarą. Uczesaną w kucyk, umalowaną, brzydką i marudną Dagmarą.
***
Mam kota. A nawet koty dwa. Właściwie to kotów mam trzy- jeden w ziemi pogrzebany, myślę, że jest teraz psem ( zdradził mi to kiedyś, że w następnym życiu musi być psem ), drugi leży tuż obok na poduszce, a trzeci psoci w mojej głowie. To przez tego kota, przez tego kota w mojej głowie jestem czasami bez granic bezczelna. Drań ze mnie wtedy, zimny drań, ale próbuję gorącą herbatą i naleśnikami atmosferę ocieplić.
Mam psa trochę albo raczej pies ma mnie. Liże, obwąchuje, podgryza, oznacza mnie swoją łapką, przytula, zaprasza do snu na swym grzbiecie. Mówi do mnie, wkurza się na mnie, mówi, że jestem jego psie dziecko, podgryza przy tym ręce, a później intensywnie oblizuje jakby językiem zabrać chciał cały ból.
No przecież językiem można zabrać calutki ból tego świata. Śliną zalepić wszystkie dziury, wszyskie doły. Tak mi leczą zwierzątka rany.
Jest lis jeszcze!
Zawsze chciałam mieć lisa. A tu trafił się nie tylko lis, a Lis Włóczykij. Zna drogi na skróty, zna skróty tajemnicze, skróty szybkie. W minutę wyprowadzi zestresowaną króliczkę z tłumu z powortem w łąkę. Ten lis jest trochę roztrzepany, zapomina własnego ogona, ale nigdy jedzenia. Ten lis wygląda wrednie, ale jest całkiem miły.
Ten lis wygląda chudo, ale nosi duże ciężary.