Wyszłam z tramwaju. Nie było to przyjemne uczucie, bo deszcz padał jak oszalały. Nie minęła chwila, a byłam cała mokra. Parasol - a co to w ogóle jest - krzyczałam w myślach. Narzuciłam na głowę kaptur z płaszczu i podążyłam w bliżej nieznaną mi drogę. Wierzyłam, że wszelkie troski znikną, gdy dojdę do celu. Chluśnięcie. Auto zmoczyło mnie już od góry do dołu. - Idiota - przeklęłam w myśli. To nie był idealny dzień. Chciałam za wszelką cenę to zmienić. Dlatego szłam dalej. Byłam naprawdę blisko. Nie myślałam, że kiedykolwiek można być tak blisko czegoś. Nie minęła chwila, a ktoś zapytał mnie o godzinę. Podniosłam swój wzrok. Był to mężczyzna. Wyższy ode mnie o głowę. Może nawet odrobinę bardziej. Przystanęłam. Spojrzał się na mnie badawczo. - Jest pani bardzo mokra - zauważył. Ironia aż cisnęła się na moje usta, ale nie potrafiłam jej z siebie wydusić. - Pomogę pani - zaproponował. Wziął pod ramię i zaprowadził pod najbliższy dach. Tak jakbym sama nie mogła. - Jest 14:21 - wykrztusiłam w końcu. Machnął na to ręką. Ściągnął z siebie kurtkę i narzucił na mnie. Próbował rozgrzać, a deszcz jak na złość nie ustawał. To nie tak miało wyglądać. Spojrzałam ponownie na mężczyznę. Bruneta, do licha. - Dokąd pani idzie? - zapytał. Na początku nie zrozumiałam. Czułam się jakby to wypowiedział gdzieś w eter. Gdzieś indziej, a nie do mnie. - Proszę pani. Pomogę. - powtórzył. - Dlaczego? - zdołałam tylko zapytać. Podniósł pytająco brew. Nie zrozumiał chyba tego. - Dlaczego chce mi pan pomóc? - powtórzyłam. Chciałam rozwinąć swoją myśl, ale brunet nie pozwolił...
cdn