Noc czarna i las czarny, i myśli moje jak kruki...
Czarna ściana drzew. Jeszcze nigdy się przez nią nie przedarłam, a jest o krok ode mnie. Myślałam - Encore du temps. Ale już jestem zmuszona. Ręką rozganiam ciemność, oczami pruję mrok i zastanawiam się, co dalej. Myślę, jak będę się czuć już tam, po drugiej stronie czasu, czy te intrygujące, malinowe chmury są tylko z pozoru piękne, gdzie i kiedy skończy się ten bieg. I modlę się do spadających gwiazd.
Bo choć nie biegnę - to wyścig. Nie tylko z innymi uczestnikami, ale z samą sobą - czy mogę lepiej. A kiedy już gorący czas obgryzionych paznokci i drgających dłoni przeminie, pomyślę co można było zrobić inaczej. Ale na razie chociaż patrzę przed siebie, nie widzę nic. Biegnę. I tylko nie wiem, czy mi starczy sił...
A komu nie chce sie czytać grafomańskich moich wywodów - no sajgon mam i tyle.
No i patologię, ale to wiadomo.