Dzień dobry!
Żegnamy wakacje w ten weekend :)
Ostatnie dni były dla mnie bardzo łaskawe :)
Miałam chwilowy spadek motywacji, ale muszę pamiętać, czego chcę najbardziej, a wtedy będzie mi łatwiej.
Poza tym generalnie nie mam problemu z wytrwaniem w postanowieniu, to jakby nie ulega zmianie, powoduje to tylko u mnie dość spore niezadowolenie. I smutek.
Ale to powoli mija.
Pewnie byłoby lepiej, gdyby tempo zostało utrzymane. Chyba przez to wesele wypadłam z rytmu.
Ale chcę wyglądać pięknie i zdrowo i fajnie. Chcę tego, zawsze tego chciałam, muszę tylko się tego trzymać :)
A tak poza tym to lecimy jutro nad Chańczę, może w ostatni weekend szkolnych wakacji się w końcu opalę. Bo te wakacje, minęły szybko, intensywnie i może nie były szalone i imprezowe, ale przyniosły dużo pozytywnych efektów, pogodzenia się ze sobą i w sumie to nawet... dużo psychicznego wyciszenia (bo fizycznego zerooo :D).
Jest naprawdę dobrze. I ten stan trwa już naprawdę długo. Myślę, że cała ta praca w życiu, którą musiałam wykonać aby pogodzić się ze sobą działa, wreszcie działa.
Najpierw poniekąd poukładałam sobie pewne rzeczy w głowie, oczywiście z czyjąś pomocą. Nie wszystko jest teraz idealnie, oj nie, ale widzę co jest nie tak i jeśli nie teraz, to kiedyś.. na pewno się tym zajmę. Przestałam postrzegać siebie tylko źle, przestałam snuć czarne scenariusze i przede wszystkim kieruję się podejściem, że jeśli mam na coś ochotę to to robię, a nie się zastanawiam co i jak.
Tak było z tańcem. Zawsze chciałam tańczyć i zawsze bardzo się tego bałam. I co? 3 września będzie rok jak tańczę. Czuję się z tym super i bardzo się z tego cieszę. I chcę więcej!
Później zajęłam się swoim zdrowiem. A właściwie to wreszcie trafiłam na odpowiedniego lekarza. Który dobrał mi odpowiednie leki, które z kolei przywróciły mi w ogóle chęć do życia. Wcześniej zawsze czułam się tak, jakbym nie miała już na nic siły. Umysł chciał, ciało nie miało mocy na działanie. Myślałam zawsze, że co to będzie, kiedy będę naprawdę stara. To uczucie pomagało mi myśleć, że już nic lepszego mnie nie czeka. Tak naprawdę do tej pory wspominam czasy, gdy w wieku 17 lat czułam (i zdarzało mi się nawet powiedzieć), że jestem już stara i wszystko co dobre jest już za mną, w sensie moje najlepsze czasy (serio, tak było, bez żartów, bo to było straszne). Tylko, że teraz mam 25 lat i czuję się milion razy lepiej. Wiadomo, czasy szkolne już nie wrócą, ale gdy pomyślę o nich... to nic takiego wielkiego w mej pamięci do mnie nie powraca. Zatem... chyba było zwyczajnie. Poza tym wyleczyłam się z kompleksów, wreszcie chce mi się żyć i naprawdę nie mogę uwierzyć, że kiedyś coś takiego potrafiło mi przejść przez myśl.
Potem przeszłam... do udowodnienia sobie, że mam silną wolę i mogę zrobić to co tylko chcę zrobić. Na początku bardzo asekuratywnie, na spokojnie, malutkimi kroczkami, wprowadzałam w swoim życiu zmiany. Bez pośpiechu. Milion razy tu o tym pisałam, bo wielkim wysiłkiem a zarazem osiągnięciem było dla mnie picie 8 szklanek wody dziennie, niesłodzenie herbaty czy przestanie jedzenia słodyczy. To było dla mnie dużo. I dawało mi coraz większą wiarę, że mogę zrobić coś więcej, a właściwie to mogę zrobić wszystko co chcę.
Obecnie jestem na etapie: Świat do góry nogami :) Totalna zmiana żywienia, na 10x lepsze niż poprzednio. I może troszkę tęsknię, ale tak jak mówiłam na początku... to wszystko warte jest swojej ceny. I pomijając wygląd, fizycznie czuję się rewelacyjnie, nawet rzęsy zaczęły mi same rosnąć. Włosy mi nie wypadają. Skóra sama się odżywia. Układ trawienny pracuje tak jak trzeba. Od 12 sierpnia nie biorę leków na IBS (dzisiaj mijają 2tyg!). Wysypiam się, mam na wszystko siłę. Jest GREEJJT.
Przede mną jeszcze... w planie.. trochę więcej ruchu w zimie :) Może 1x/tyg basen, 2x/tyg tańce i siłownia 1x/tyg? Tyle powinno wystarczyć, po co się przemęczać :D
No i jeszcze tylko oduczę się utrzymywać relacje, które mnie zatruwają i będzie super. Ale nie będę tu dziś o tym gadać, bo to bez sensu, aby psuć tak pełen wiary i pozytywnego myślenia post :) :)
Boooooo 8 września koncertuuniooo. Kings of Leon to zaraz po The Killers rockowe marzenie mojego życia. Do moich muzycznych marzeń należeli także ATB (byłam), Hardwell (:(), a teraz także Oliver Heldens (który był w Polsce w zeszłym roku, a ja dopiero zaczynałam się nim wtedy interesować... :()
Dwa słowa przesłania:
JEST GREEJJT!