EPILOG
5 lat później
Nicholas wciąż klęczał na prawym kolanie, podpierając się ręką o marmurową płytę. Miał opuszczoną głowę, a jego oczy były zamknięte. Znów zastanawiał się nad tym, czy to wszystko ma jeszcze jakikolwiek sens. Na jego czole zaczęły pojawiać się drobne zmarszczki, co spowodowane było nadmiarem cierpienia i stresu. Chciał uderzyć się z całej siły w serce, jednak nie zrobił tego.
Westchnąwszy przechylił głowę w bok i otworzył oczy. Uśmiechnął się na widok podobnemu mu chłopca o kręconych jak pudel włosach i głębokozielonych oczach, który kucał obok niego już od jakiegoś czasu. Malec gniótł w ręku jakiegoś zeschłego liścia. Nie lubił jesieni.
- Tatusiu? - spytał czterolatek, siadając na wilgotnej trawie obok Nicka. - Kiedy aniołki oddadzą nam w końcu mamusię?
Nicholas nienawidził tego pytania. Być może dlatego, że sam chciałby znać na nie odpowiedź. Dałby wszystko, by nie musieć mu w ogóle na nie odpowiadać. Jedyne, co mógł zrobić, to przyciągnąć go do siebie ramieniem i mocno przytulić. Nie chciał, żeby jego syn widział, że jest bliski płaczu. Wystarczyło mu to, że musiał patrzeć na jego trwające od trzech lat załamanie nerwowe, które wbrew założeniom lekarzy pogłębiało się z każdym dniem.
Kątem oka spojrzał w stronę porośniętej bluszczem bramy cmentarza. Mimo unoszącej się ponad krzewami cyprysu mgły zauważył stojącego w niej Josepha, który mimo czarnych nerdów spoczywających na jego nosie wyglądał iście poważnie. Trzymał na rękach małą dziewczynkę o blond włosach, która swobodnie gryzła rękaw swojego różowego płaszczyka i patrzyła pusto przed siebie. Mała Marylin odziedziczyła kolor włosów po babci, dokładniej po mamie Evy, pani Salzano.
Nick poklepał syna po plecach.
- Pożegnaj się z mamą, zaraz idziemy - polecił, ponownie odwracając się w stronę nagrobka. Chłopiec zrobił kilka drobnych kroczków po kępkach wilgotnej trawy, po czym przyklęknął przy wystającej z ziemi płycie, z której jeszcze nie umiał nic odczytać.
- Kocham cię, mamo - szepnął i dziecięcą pewnością, przytulając się do nagrobka uważając, by nie przewrócić wazonika pełnego czerwonych jak krew róż. - Chciałbym wiedzieć, kiedy w końcu wrócisz.
Nick ze ściśniętym gardłem przyglądał się, jak mały Nathaniel wstaje i otrzepuje kolana, po czym odwraca się i biegnie w stronę zaparkowanego za bramą samochodu. Młodsza od niego Marylin od razu go zauważyła i uśmiechnięta podbiegła do niego, by złapać go za rękę.
- Mama czeka w aucie, idźcie do niej - polecił Joe ze sztucznym uśmiechem, gładząc swoja córeczkę po włosach. Gdy tylko zobaczył, że dzieci idą w stronę stojącej przy otwartych drzwiach Evy, dał jej dyskretny znak ręką i wbiegł na teren cmentarza.
Nick wciąż klęczał w bezruchu. Czarny, długi płaszcz cały był w piasku, a niechlujnie zawiązany wokół szyi bordowy szalik ociekał rosą, która skraplała się na jego włóknach. Po chwili pojawiły się na nim również łzy.
- Pamiętasz, jak kłóciliśmy się o to, jakiej płci będzie nasze dziecko? - spytał czując, że jego starszy brat stoi właśnie za jego plecami. Przed nim nie bał się ukrywać prawdy, mógł w końcu ściągnąć maskę twardziela i przestać grać tak, jak musiał robić to przed własnym synem. - Pamiętasz? Mówiłem jej, że będziemy mieć tylko i wyłącznie córkę, ale ona i tak wolała mówić swoje. Chciała syna, i koniec.
- Ona zawsze miała rację, we wszystkim - przyznał Joe, nie starając się nawet go pocieszyć. - Wiedziałem, że wyjdzie na jej.
- Nathaniel to wszystko, co mi po niej pozostało - ciągnął. - Boże jedyny, dlaczego ona. To ja powinienem wtedy jechać tym autem, to ja powinienem...
- Przestań się w końcu o to obwiniać - Joe szturchnął go w ramię. - To nie było zależne od ciebie. Nie to miejsce, nie ten czas.
Mężczyzna usiadł obok swojego klęczącego brata w nadziei, że jego obecność pomoże mu w rozwiązaniu problemu. Nie miał pojęcia, czego ten potrzebował, ale w razie czego był zawsze na miejscu.
- Ona była jak anioł - Nicholas ponownie spuścił głowę i pozwolił, by jego kryształowe łzy zmieszały się z kroplami deszczu, który właśnie zaczynał padać. - Pomagała przy porodzie mamy. Pamiętasz, jak wyszła z sali porodowej i pokazała nam Billie'go, piątego chłopaka w rodzie Jonas? Przypominasz sobie, jak wtedy wyglądała?
- Wiem tylko, że cała była we krwi i w wodach płodowych, a Billie darł się jak ciągnik na środku pola - odpowiedział nie będąc pewien, czy o to właśnie mu chodzi.
- Miała taki uśmiech, którego nigdy nie zapomnę - skwitował za niego. - Odbierała poród, sama będąc w ciąży. Była taka... taka... i ten jej biały, pobrudzony fartuch...
- Wiem, co chcesz powiedzieć - Joe nie wiedział już, z której strony powinien uderzyć. Zupełnie nic się dla niego nie liczyło.
- A kiedy urodził się Nathaniel Ethan, to wiedziałem, że wybrałem najwspanialsza kobietę na świecie i nigdy, przenigdy nie wyjdę za nikogo innego. Myślałem, że to dopiero początek naszego życia...
- Nick...
- Boże, nie umiem jej nie kochać - ukrył twarz w dłoniach, bełkocząc coś o zaufaniu i bitej śmietanie, którą uwielbiała.
Joseph wstał. Doszedł do wniosku, że nic już nie zdziała. Szkoda mu było brata i bratowej, niemniej jednak nie mógł już nic zrobić.
- Będę czekał na ciebie z Evą w samochodzie - oznajmił oficjalnie. - Mamy zawieść dzieci do mamy, Kevin z Marthy i bliźniaczkami też mają przyjechać. Po drodze trzeba wstąpić po Cherry i Elvisa. Podobno Billie...
- Idź - powiedział bez emocji. - Dogonię cię.
Kroki brata stawały się coraz dłuższe i cichsze. Deszcz na dobre zaczął rzęzić mu pod podeszwami, jednak w końcu i te dźwięki ustały. Do uszu Nicka dobiegał już tylko szept Hannah, który słyszał za każdym razem, gdy padało.
Po raz ostatni ścisnął przyniesiony wcześniej bukiet róż, raniąc umyślnie swoje dłonie kolcami ostrymi jak noże. Pochylił się nad płytą i oparłszy zakrwawioną dłoń o biały marmur przyłożył usta do najzimniejszego pocałunku, jakiego mógł doświadczyć człowiek. Lód tęsknoty połączony z lodem samotności i cierpienia powoli go niszczył. Ale choć było go coraz mniej, to jakaś część jego serca mówiła mu, że jego Hannah wciąż gdzieś jest i że może ją jeszcze zobaczyć. Widział ją bowiem w snach, w których odwiedzała go niemal każdej nocy oraz w oczach Nathaniel, kiedy się bawił.
Kiedy odkleił swoje pokryte łzami wargi i wstał, przestał płakać. Musiał zebrać wszystkie siły, by znów stać się twardym facetem, za jakiego uważał go własny syn. Po raz kolejny musiał stawić czoła własnym słabościom, które uniemożliwiały mu normalne funkcjonowanie. Kiedy najbardziej chciał zapomnieć, w jego głowie pojawiały się jednak jedyne obrazy, jakie mu po niej pozostały. Szczególnie ten, kiedy tańczyli powoli w rytmie STAY, będąc sami w wielkim domu.
Nicholas uśmiechnął się delikatnie obserwując, jak płatki róż uginają się pod ciężarem kropli deszczu.
- Kocham cię, moja mała dziewczynko - powiedział na głos. Uniósł głowę do góry i spojrzał w zachmurzone niebo. - Już niedługo znów będziemy razem.
I odszedł, zostawiając za sobą wszystkie pocałunki, które kiedyś jej skradł, a które przyszło mu teraz oddać.
A wierzby płakały.
the end.