Nie ma co robic i co teraz? Chciałabym osiąść na wzgórzu szczęścia , lecz raczej to się nie uda. Nie jestem pewna, czy wybrnę z tej chorej sytuacji. Możliwe, że to trochę potrwa, nawet to nie jest możliwe, to jest pewne. Szczęście, co to w ogólne jest? Sama wikipedia mówi, że to jest emocją, spowod
owaną doświadczeniami ocenianymi przez podmiot jako pozytywne. Psychologia wydziela w pojęciu szczęście rozbawienie i zadowolenie. Można dzięki temu wywnioskować, że mi do szczęścia daleko. Teraz wypadało by zadać pytanie, czy kiedykolwiek byłam szczęśliwa. Nie potrafię opowiedzieć na to pytanie. Może dlatego, że dawno tego szczęścia nie posiadałam? Sama nie wiem. Hahaha, za często używam wyrażenia nie wiem, bo jak to mówił słynny poeta wiem, że nic nie wiem. Tak i jest u mnie, nic nie wiem, a chciałabym wiedzieć i to bardzo! Chyba muszę się cofnąć do dnia, kiedy poznałam Marcina . Hm, kiedy to było? Nie wiem. Chodziliśmy do tej samej szkoły, ten sam wiem, chociaż ja jestem starsza od niego o ponad pół roku, do klas już nie. Nie pamiętam dnia, kiedy miałam go zaszczyt poznać. Była to osoba, z która codziennie się mijałam na korytarzu, nie miałam zamiaru jej poznawać. Ale jednak znam. W pierwszej klasie gimnazjum byłam zafascynowana K. i D. Nawet w drugiej klasie, byłam chyba zakochana w D,
a nawet mu wyznałam miłość! Tylko po co? Stałam się wtedy punktem drwiń, obelg. I na co to było? Pozostałam sama z bolącym sercem i pocałowana w dupę! O, już sobie przypomniałam, kiedy poznałam pana Marcina. W drugiej klasie zaczęło się od naszej klasy, komentarzy, wpisów, potem gadu i rozmowy przez cały czas. Mimo, że w tym czasie przeżywałam kolejny zawód miłosny, ale od innego D. Eh, jaki bajzer mam w tej głupiej głowie... A co do M., to po naszej klasie oczywiście zaczęły się inne rzeczy, np. siedzenie na kolanach przy wszystkich, mimo że miał ( nadal ma tą samą) dziewczynę, trudne rozmowy. Od tamtej zaczęliśmy się kolegować/kumplować i jakoś było, nie za dużo nie za mało, w sam raz. Miałam osobę, z którą mogłam się naprawdę pośmiać, porozmawiać i nie była to moja mama, a nawet fałszywa przyjaciółka. Nadeszła ostania klasa gimnazjum. Między mną a M. było ok, uznawałam już go chyba za przyjaciela, chociaż to ciężko określić. W zapasie był bal gimnazjalny, egzaminy i nieoczekiwany koniec roku. Ku memu zaskoczeniu zostałam zaproszona przez samego M. na ten bal. Przygotowania, próby do poloneza te właśnie rzeczy zbliżyły nas do siebie. Mieliśmy coraz lepszy kontakt. I bal. Było cudownie, świetna atmosfera i świetni ludzie, tak właśnie w tym dniu, szczególnym rozumiałam, że coś czuję do Niego. Słał się w moim sercu tym Jedynym. Nie mogłam mu tego wyznać, bo po co? Ma dziewczynę, jest z nią szczęśliwy, a ja niby do czego? Do pogarszania sytuacji. Chciałam, aby było tak jak zawsze, tak miło i przyjemnie i przyjacielsko. Chodziły plotki, że z Nim jestem, chciałabym, żeby była to prawda.. ale no cóż. Tak doszło do końca roku. Docierało do mnie, że już się nigdy nie zobaczymy. Każde z nas pójdzie w inna stronę.. I co zrobić w takiej sytuacji? Nadal milczeć czy wyznać prawdę?! Nie przełamałam się, żeby Mu o tym powiedzieć. Nie byłam w stanie. Widok Jego z swoją girlfriend mnie postrzymywał do wyznania miłości. I tego nie zrobiłam! Miałam w głowie rozmowę z D, który odrzucił mnie,
a potem wyśmiał. Możliwe, że chyba się tego bałam i nie potrafiłam się przełamać. I nadszedł ten dzień. Wyznałałam Mu miłość. I co? I nic. Nadal stoję w tym samym punkcie co wcześniej. Minęły wakacje, a M. nadal siedzi w mojej głowie! Rozpoczął się nowy rok szkolny, nowa szkoła, nowi znajomi, nowa klasa. Nie potrafię o Nim zapomnieć. Nie potrafię się Go tak po prostu pozbyć z mojej głowy. I jak tu żyć? Trzy razy kopnięta w dupę, już nie potrafię powstać i nadal kochać...