I PO IMPAKCIE.
fota z Henry'm, który dopadł mnie przed Airbourne xD
a to moje małe wypocinki z Indie Rock Sucks My Cock.
przeklejam tę grafomanię bo nie chce mi się pisać nic nowego.
"Aż nie wiem od czego zacząć. Przybyłam na Bemowo przed godziną 15, nie bez przygód oczywiście. W autobusie linii 171 spotkałam grupkę kinder-kuców, z czego jeden przez całą drogę wpierdalał pomarańcze, grejpfruty i inne gówna. Na szczęście jechało ze mną dwóch ogarniętych kolegów, z którymi mogłam się z owych kinder-kuców pośmiać (swoją drogą pozdrawiam serdecznie). Oczywiście oprócz kuców było pełno śmierdzących ludzi, ale ten wątek Wam oszczędzę xD
Jak już wspomniałam koło 15 byłam na Bemowie i udałam się od razu do bramek. Co mnie zaskoczyło - nikt mnie nie przeszukiwał, ani nie sprawdzał mi torebki, w przeciwieństwie do Ursynaliów, gdzie nie szło nic przemycić (oczywiście wykluczając popierdoli chowających aparaty z wymienną optyką w majtkach). Po minięciu miliarda bramek w końcu znalazłam się na płycie. I co? Kolejne zaskoczenie. Nie chciałam wierzyć wczorajszym zdjęciom, prezentującym MAŁĄ SCENĘ NA IMPAKCIE XDDDD po prostu RZAL. Kurwa, aż mi było wstyd, że Ghost będzie musiał grać na tak małej scenie. No, ale pomalutku. Stanęłam pod barierkami przy małej scenie (co by mieć dobre miejsce na Ghost'cie) czekając na pierwszy zespół. Zaczęło jakieś gówienko na dużej scenie, grali ze 20 minut, jakiś zwycięzca AntyRadia czy chuj mu tam. Wiem - jestem super obiektywna, ale nie porwali mnie jakoś szczególnie. I przyszedł czas na Love&Death na scenie EVENTIMU. Jak się dowiedziałam od ludzi stojących dookoła mnie - grają chrześcijański nu metal xD kurrrrwa i mają na wokalu tego gitarzystę z Korna, Briana Welcha xD no ale myślę - dam im szansę. Jak szybko pomyślałam, to jeszcze szybciej tę myśl porzuciłam. Jeżeli macie chociaż odrobinę gustu muzycznego, to nie będziecie słuchać zespołu, gdzie na basie gra popierdol, co sobie mordę poowijał taśmą izolacyjną i w dodatku jedyna jego aktywność na basie to było E E E E E E E E E, a gitarzysta maluje sobie oczy, jakby chciał zrobić makijaż Paul'a Stanley'a, tylko mu nie wyszło i skończył na powiekach xD Po tym koncercie na dużej scenie wystąpił Mastodon. Nie wiem, 3 razy byłam na ich koncercie i po raz trzeci miałam wrażenie, że w kółko grają jedną piosenkę. Ale nie przysłuchiwałam im się zbytnio bo zaczął padać jebany deszcz, przez który nawet majtki miałam mokre xD ale chuj, stoimy z Maćkiem dalej i czekamy na Ghosta - naszym zdaniem gwiazdę wieczoru. Cali przemoczeni, zaczęliśmy integrować się z jakimś kolesiem z Krakowa co kupił ramoneskę od punka (w sumie śmieszny kolo) i zaczęliśmy wywoływać Ghoste'a (haha jak to brzmi ). W końcu, po 40 minutach oczekiwania w istnym oberwaniu chmury, wyszli oni - Nameless Ghouls. Wszystkim skoczyło ciśnienie, każdy oczekiwał lidera.. zabrzmiały dźwięki pierwszego utworu i pojawił się on - Papa Emeritus. Kopary nam opadły, zaczęliśmy drzeć mordy jak pojebani. Szczyt muzycznych marzeń na dzisiejszy dzień. Dawno się tak nie jarałam koncertem jak właśnie dzisiaj. Ghost zrobił zajebiste, choć bardzo krótkie show i cytując Maćka powiem Wam, że to był ich ostatni koncert na małej scenie Po naszej gwieździe wieczoru przyszedł czas na Behemotha. Pierwszy raz byłam na ich koncercie i muszę przyznać, że przekonali mnie do siebie. Zagrali poprawnie, podpalili dwa odwrócone krzyże - mission completed. W zastępie za Inferno, który przeszedł operację (nie mam pojęcia co mu tam operowali) wystąpił Kerim "Krimh" Lechner, były bębniarz Decapitated. Podczas występu Behemotha na małą scenę zaczęły wjeżdżać paki Marshalla w dużej ilości, co mogło oznaczać tylko jedno - za chwilę gra Airbourne, kawał solidnego rock'n'rolla. Fakt - muzyka świetna na koncert, ale jakbym miała ich słuchać codziennie to bym się zajebała. Świetny kontakt z publicznością, fajna, pozytywna atmosfera i dawali radę, mimo tego, że po 2 kawałku znowu zaczął napierdalać deszcz i trzeba było uciekać pod parasol, spod którego wysłuchaliśmy sobie m.in. Too Young Too Much Too Fast i Running Wild. Panowie pożegnali się, a na dużą scenę wkroczyła legenda. Albo jak ktoś ładnie to ujął Kerry&Tom feat. Paul xD Co mogę napisać o ich koncercie? W sumie nic. Nie jestem aż taką fanką Slayera, żeby się o nich wypowiadać czy im dobrze poszło xD rok temu widziałam ich na Ursynaliach i jeśli miałabym porównywać to pewnie wyszłoby na to, że dla mnie to zagrali tak samo, ale znajdą się pewnie tutaj wśród Was tacy, co merytorycznie będą to mogli lepiej skomentować. Na Kornie i Rammsteinie nie zostałam bo raz, że gówna nie lubię, a dwa, że mokre ciuchy w tę niezbyt słoneczną pogodę dawały się we znaki i trzeba było spierdalać gdzieś się ogrzać. Generalnie, dla mnie i dla Maćka gwiazdą był Ghost i faktycznie - rozpierdolili na całej linii. Szkoda, że nagłośnienie ssało kule tak mocno, że aż mnie zabolało, no i szkoda, że pogoda trochę nas wykiwała."