Godzina siódma, minęło pół dnia w myślach.
Medytujesz na dywanie jak Budda w Indiach.
Dobija ósma - twój pokój to bezludna wyspa.
Dziewiąta - jakoś późno przyszła!
Dziesiąta, się błąkasz, przesiąkasz od jointa...
Przeglądasz, przeciągasz i zgrywasz na kompakt.
Jedenasta - dzień dobiega końca.
nie dostałam jeszcze zdjeć wiec musi byc to.