Kocham to miasto, ale nie jest chyba tym miejscem, w którym chciałabym spędzić resztę życia. Za dużo chcemy wiedzieć o sobie nawzajem, bo jesienią i zimą nie ma tu nic ciekawszego do roboty. Natomiast w sezonie letnim jesteśmy tak zapracowani, ze zapominamy o sobie, chyba, że gdzieś niedaleko, bądź komuś stąd, bądź komuś bliskiemu naszego sąsiada stanie się krzywda, bądź (nie daj Boże!) poszczęści się w życiu. Tak więc wiele osób spoza miasteczka, słysząc te historie twierdzi, że powinniśmy mieć wójta, zamiast burmistrza, a zamiast supermarketów, jeden sklep spożywczo-przemysłoy. Zgadzam się z tym, bo da się to odczuć z każdym badawczym spojrzeniem przechodnia, na którejkolwiek z ulic naszego miasta. I wierz mi, że gdybyś był mieszkańcem Mikołajek znał byś tego przechodnia i wiedziałbyś o nim więcej niż on o sobie samym. Wiejski klimat, dokładnie.
Dla przykładu przedstawię dialog, który miał miejsce w moim życiu w wakacje 2009, przeprowadzony z pewną miłą panią X:
Pani X do mnie- "Powiedz Olu, jak się żyje twojemu ojcu z tą nową kobietą i dzieckiem?"
Ja na to -"W sumie nic mi o tym nie wiadomo, bo wczoraj z nim rozmawiałam i miał jeszcze tylko trójkę dzieci w sercu, w jego życiu była tylko jedna odseparowana żona i mieszkał sam. Ale kto wie, wiele może się wydarzyć przez jedną noc."
lub rozmowa telefoniczna mojej mamy z jej przyjaciółką:
Przyjaciółka X do mamy -"Dorotko, nie uwierzysz, ale wczoraj dowiedziałam się w mieście, że kilka dni temu wyprowadziłaś się z dziećmi do rodziców i zostawiłaś męża bez słowa."
mama na to -"Szkoda, że dowiaduję się o tym ostatnia."
I teraz pytanie za 100 punktów:
Śmiać się, czy płakać?
Olenta