Przewracam się z boku na bok
szukam swojego istnienia.
W głowie nierówny myśli krok
kłębiące się szare wspomnienia.
Ciemność otula mnie płaszczem ślepoty
poruszam się po omacku szukając spokoju.
Przybita ciężarem cudzej głupoty
zbliżam się do umysłu przekroju.
Ucisk w gardle i tępy ból głowy
patrzę ślepymi oczyma.
Po suficie biegnie pająk płowy
mój cień ile jeszcze wytrzyma?
Badam anatomię plam na suficie
mówią do mnie i szydzą.
Mówicie do mnie i wciąż mówicie
czy inni również was widzą?
Zamykam oczy lecz widzę więcej
strach szerzej oczy otwiera.
I pędzą myśli prędzej i prędzej
jak akcja komedii Moliera.
Słonawy smak krwi w moim ciele
prowokuje głód uzależnienia.
Potrzeba do szczęścia tak niewiele
lecz brak mi twojego ramienia.
Brak mi ciała i ust smaku
brak mi drugiego istnienia.
Moje żyje w tym ludzkim wraku
w którym umarły marzenia.
Tracę plastycznosc rysów twej twarzy
na wszystkie wspomnienia pada zwątpienie.
Byłam człowiekiem który śnił i marzył
teraz ślepo brnę w to cierpienie&