Minęło już dokładnie dziesięć dni, od kiedy spotkałam się z Neymarem. I zakończyliśmy coś, cokolwiek to miało być. Jest dobrze, zadziwiająco dobrze. I mimo, że nadal czuję gdzieś wewnątrz małą pustkę to radzę sobie lepiej niż myślałam. Starałam się o tym tyle nie myśleć, jednak, kiedy przypadkowo zobaczyłam go przed budynkiem college'u trochę się posypałam. Brakuje mi go. Jednakże zaczęłam bardziej skupiać się na nauce, ponieważ właściwie tylko po to tutaj przyjechałam. Nie uwzględniałam żadnych związków, oczywiście pomijając Charliego. Wracając do rzeczywistości spojrzałam niechętnie na rozpiskę zajęć. Poprawiłam wąski pasek mojej czarnej torebki i zrezygnowana podążałam na halę. W duchu przeklnęłam, karcąc się za swój wybór dodatkowych zajęć. W pierwszym semestrze postawiłam na karate. Dlaczego? Nie wiem. Ale chyba przez to, że zmusiła mnie do tego sytuacja. Ominęłam pierwsze terminy zapisów, a gdy w końcu zmobilizowałam się- wszystkie miejsca na potencjalnie dobre i normalne lekcje były już zajęte. Szatnia została podzielona na damską i męską. Dzięki Bogu, nie okazałam się jedyną dziewczyną, która wybrała sztukę walki. Zatrzymałam się przy szafce z numerem siedem, gdzie przyklejona była duża karteczka, na której napisano "Alice Johnson". Po uprzednim zgłoszeniu się na recepcję po kluczyk, otworzyłam ją, a przed oczami pojawił się bielutki strój, zawieszony na wieszaku. Kimono, tak się chyba to nazywa. Co za ironia. Nie wiem prawie nic o tym sporcie, a właśnie muszę w nim uczestniczyć. Tak Alice, w końcu nauczysz się obowiązkowości. A mogłam być teraz na kółku teatralnym, albo chociażby zajęciach z literatury. Cokolwiek, byle nie to. Kilka kobiet uśmiechnęło się do mnie przyjaźnie, były już przebrane. Włożyłam torbę do środka i wyjęłam swój strój treningowy. Usiadłam na niskiej ławeczce i zabrałam się za porzucenie moich dotychczasowych ubrań. Nieporadnie ściągnęłam z siebie obcisłe jeansy razem ze skarpetkami. Moje paznokcie u rąk i nóg ozdobione były czarnym lakierem. Następnie zajęłam się szarą bluzą i koszulką. Podziękowałam swojej intuicji w duchu za założenie sportowego stanika. O tyle dobrze. Wciągnęłam na siebie kimono i przewiązałam wokół talii tego samego koloru pas. Włosy związałam w nieestetyczną kitkę wysoko z tyłu głowy. Włożyłam ciuchy i zakluczyłam szafkę. Z resztą dziewczyn powędrowałam w stronę hali, na której mieliśmy zacząć zajęcia. Na korytarzu przyłączyło się do nas jeszcze kilka osób, więc zdążyłam poznać się z niektórymi. Atmosfera sprzyjała jak najbardziej na naszą korzyść i mimo moich wcześniejszych obaw okazali się bardzo przyjacielscy i zdecydowanie przepełnieni energią, werwą i wigorem. Nagle ktoś uderzył mnie w ramię. Tak przynajmniej mi się wydawało, dopóki nie spojrzałam w górę, na człowieka, na którego wpadłam.
-Uważaj jak chodzisz -syknęłam poddenerwowana i złapałam się za bolące miejsce.
-Przepraszam, spieszę się -usprawiedliwia się natychmiast. Dałabym mu około dwudziestu pięciu lat. Muszę przyznać, że nawet jest przystojny. Wysoki, niebieskooki brunet to podobno ideał mężczyzny. Ma promienny, zaraźliwy uśmiech, którego nie sposób nie odwzajemnić.
-Jak wszyscy -bełkoczę i odchodzę w stronę reszty. Pomieszczenie, na którym miała odbywać się ta gimnastyka było ogromne i przejrzyste. Jasne ściany, kontrastowały z ciemną podłogą, na której w rzędzie położone były niebieskie, kwadratowe maty. Nie przyszliśmy pierwsi. Przed nami znajdowali się jeszcze inni ludzie. Zauważyłam, że tworzymy pewne odrębne grupki. Po drugiej stronie sali, stali studenci z czarnymi pasami karate, więc domyślam się, że zapewne byli mistrzami w tej dziedzinie sportu i my, z białymi pasami -kompletne ofiary, nie znające się na niczym związanym ze sztuką walki. Gromadziło się coraz więcej chłopców, a w mojej głowie wiązała się mieszanka przekleństw, ponieważ nie chcę by wszyscy widzieli jak nie radzę sobie z tym, co za chwilę mnie tu czeka. Widząc moje nowo poznane koleżanki, doszłam do wniosku, że myślą o tym samym co ja. Spojrzałam w stronę drzwi wejściowych, a moim oczom ukazał się postawny mężczyzna, ubrany w ten sam strój co wszyscy zgromadzeni tutaj. Uśmiechnął się szeroko, zapewne zadowolony z liczby chętnych na te zajęcia. I uderza mną rzeczywistość. To facet, na którego wpadłam wcześniej. Super, mam przechalapane na samym starcie. Uderzyłam się lekko w czoło i kiwam głową w celu wyrażenia mojej rezygnacji.
-Cisza! -krzyknął od razu, jednak w jego głosie nie było nic, czego mogłabym się wystraszyć. Wszelkie głosy roznoszące się po hali ucichły -bardzo cieszę się, że widzę Was tutaj tylu, biorąc pod uwagę poprzedni rok, jest to naprawdę pokaźna grupa i co najważniejsze, mamy mnóstwo ładnych dziewczyn -zaśmiał się, a reszta mu zawtórowała.
-Dla tych, którzy są tutaj pierwszy raz i jeszcze mnie nie znają. Jestem Thomas, możecie mówić mi Tom. I kategorycznie zakazuje zwracać się do mnie "mistrzu", albo "pan" to takie oklepane, dajcie spokój postarza mnie to. -moja intuicja mówi mi, że nie będziemy się nudzić na tych zajęciach.
-A więc, moi drodzy nie mam zamiaru czytać wam regulaminu, nie jesteście dziećmi. Mam nadzieję, że dobrze będzie nam się pracowało. -podszedł do naszej grupki i stanął naprzeciwko mnie. Był całkiem młody jak na nauczyciela karate. Myślałam, że będzie to ktoś starszy, z większą praktyką.
-My się skądś nie znamy? -pyta mnie, śmiejąc się, a ja układam ręce do tyłu i odwracam wzrok. W jego oczach tańczą małe iskierki rozbawienia. Nie jest na mnie zły, przynajmniej tak mi się wydaje.
-Jestem tak jakby "pierwszakiem", trochę wybuchowa, niekiedy nie wiem co mówię -odpowiadam, a on chichocze, dobrze wiedząc, że nawiązuję do incydentu na korytarzu.
-A ja tak jakby nauczycielem, trochę zagonionym i spieszącym się na zajęcia -wybucham śmiechem.
Na szczęście nikt nas nie słyszy, bo mógłby sobie pomyśleć wiele rzeczy. Thomas odchodzi w stronę innych uczestników, a ja oddycham z ulgą, że nie muszę już brać udziału w tej krępującej rozmowie.
-Okej, skoro mamy tutaj początkujących, poproszę, aby dziś zaawansowani wybrali sobie jednego z nich i pokazali im dachi. -krzyczy do chłopców z czarnymi pasami. Świetnie, będę się upokarzać przy mistrzach. -Dla niewiedzących: "dachi" to układ nóg, tak w skrócie -tłumaczy Tom.
Tłum senseii ruszył w naszą stronę. Przebierałam nogami w tę i z powrotem czekając aż ktoś się nade mną zlituje i pokaże mi to całe dachi, czy jakkolwiek to nazwano. Zauważyłam, że idzie w moją stronę kilku chłopców i w duchu przybiłam sobie piątkę. Wygładziłam kitkę i umocniłam ją sprawnym ruchem. Mocniej przywiązałam wokół talii pas i czekałam spokojnie na swoją kolej. Uśmiechnęli się do mnie, będąc już coraz bliżej. Jednak ktoś znajdujący się za mną, złapał mnie za rękę i pociągnął lekko do tyłu. Odwracając się byłam niemal pewna, że na mojej twarzy maluje się zdezorientowanie i zdziwienie.
ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA :)
PS rozdział powinien pojawić się za trzy dni, może wcześniej, ale nie obiecuję :)
Miłej niedzieli
Inni zdjęcia: ;) patkigdJa patkigdJa patkigdNa działce :) nacka89cwaJa nacka89cwa... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24