nie wiem.. nie wiem po co tutaj piszę. bo podjęłam decyzję, że usuwam wszystkie notki. ale jak na razie nie mogę. nie wiem. chciałam się pozbyć niektórych słów, które przypominają pewne chwile. ale najlepiej usunąć wszystko. zakończyć etap. wiem, że skasowanie notek to nie wszystko. ale to wkońcu jakiś krok, nie? dlaczego zawsze jest tak trudno? dlaczego? dlaczego zawsze zdarzają się rzeczy sprzeczne z rozumiem i uczuciami? czemu do jasnej cholery? nie mogłoby być łatwo. bo to buduje naszą siłę. mam gdzieś to budowanie. chcę po prostu, żeby było łatwo. a w moim życiu ciągle jest: rozum czy serce?
tu wygrywa serce. od kilku lat. od kilku lat wygrywają emocje. i choć wiem, że powinien rozum, to nic nie mogę z tym zrobić. nic. to ma budować siłe? gówno prawda. czuję się tak słaba, jak na początku. skoro to ma tak wzmacniać to czemu ciągle boli? czemu.. bo to wielkie kłamstwo, że wzmacnia. życie poraz kolejny śmieje się ze mnie. i nie przestaje. a ja grzęznę w to jeszcze bardziej. z każdym dniem, minutą, sekundą. i nie wychodzę. nie mogę. po prostu nie mogę. może też nie chcę. ale wiem, że gdybym mogła, wygrałoby to z chęcią. już nie wiem, co mam z tym robić...
tu też wygrywa serce. ale to jest jeszcze bardziej skomplikowane. chyba najbardziej. bo tu chodzi już nie tylko o mnie. z każdym słowem, zachowaniem musze uważać, żeby nie zranić. tak, muszę. za dużo się już wydarzyło złego, żebym dalej mogła to robić. ja chcę czegoś innego. może nie chcę. nie no, chcę. ale to troche złe słowo. bo teraz już wiem, że nie powinnam chcieć. nie powinnam. dotarło to do mnie. za późno. już za dużo się wydarzyło, by móc o tym zapomnieć. przynajmniej ja nie mogę. ale tu już nie chodzi o mnie, o moje uczucia. bo one są najmniej ważne w tym momencie. ale niestety ciągle dają znać o sobie. niestety. bo nigdy nie będą spełnione. nie mam pretensji. będąc w tej sytuacji też bym nie chciała być ` inna `. więc w sumie się nie dziwie... ale to, że zawarte jest to w moim rozumie w niczym nie pomaga. bo ja znów nie mogę przestać. z jednej strony nie chcę przestać, chcę czekać i jak głupia mieć nadzieję. tylko po co? skoro wiem, że to nie ma szansy bytu. więc po co? tymbardziej, że wiem, że ranię. i to cholernie ranię. więc znów pytam po co? powinnam to skończyć. nie dla mojego dobra. nie, nie. bo moje dobro już się schowało teraz na dno. nie myślę o swoich uczuciach. bo już na to nie zaslużyłam. powinno się mi wszystko zabrać, co najlepsze. to i tak nie bylaby wystarczająca kara. bo do jasnej cholery ranię. tak bardzo ranię. i wiedząc to wszystko, nie mogę wyjść z tego. tak po prostu się nie da. i choć tak dobrze wiem, że nie powinnam, to kocham.
i nawet nie wyobrażacie sobie, jakie to jest cholernie trudne. chcieć, a nie móc. tymbardziej, że są to uczucia naprawdę potężne. które wiem, że nie przejdą same. nie przejdą dopóki ktoś z nimi coś nie zrobi. bo ja nie zrobię. bo serce wygrywa.
stety czy niestety?