Ponieważ nie chcę Cię znać, odejdź już.
Permanentny brak zajęć, czas się zaklinował i stoi w miejscu, domestos nie przepcha zatoru. Myślami okrążam świat, szukając przygód. Utrata przytomności fizycznej w autobusie, bo psychicznie byłem w krwiożerczym lunaparku. Czasami z nudów można się zabijać. Kilka razy. Ale żeby nie popaść w rutyne, pan Bóg wymyślił "Kreta" który przepchał klozet czasu i wreszcie gówno zaczęło płynąć szybciej. Za szybko. Tutaj, gdy kumulują się sprawy ważne i ważniejsze, nagle budzą się przyjaciele i czegoś chcą. W miejscu gdzie każdy prosi o pomoc i/lub spotkanie (niewlasciwe skreslic) ja nagle nie mam czasu. 2 tygodnie monotonnej samotności wymieszanej z nudą jak gówno z piachem, nagle deszcz, rozmywa gówno i nawadnia dawno zasianą roślinke roboty, która szybko kiełkuje i nie wiadomo kiedy przerasta. Potrzebna siekiera, żeby ja uciąć.
Sen jest marzeniem, jednak świadomość marzenie rozwiewa, sumienie pali, nie wiadomo czemu. Pożar w głowie, choć paliwa brak.
Nic
Ukryty pod usmiechem ironii
Woła pomocy, krzyczy i goni
I każdy rozumie, lecz odchodzi
Udaje, że coś go obchodzi.
W cudzej potrzebie słowo słyszane
Milczeniem budzi każdy ranek
Ciszą kładzie do snu i słucha
Krzyku nie słyszy ściana głucha.
Odpływa pokój, puka do okna
Jakaś postać taka samotna
Wchodzi i słucha co tam słychać
Szkoda że to sen i zaczyna znikać.
Chwile będące miłym wspomnieniem,
Pytania tylko wiecznym marzeniem.