Odizolowanie. Ja nie jestem, nie ma mnie. Pustka. Tak wielkie niezrozumienie, oddalenie od siebie.
Czuję się, jakbym jedynie sterowała kimś innym. Nie potrafię tego kogoś zrozumieć, wspierać, nie potrafię być nim i robić tego co on chcę. Czy tak właśnie powinno być?
Kiedy stanę się sobą?
Bycie idiotą i mówienie o głupotach wychodzi mi jak nigdy. Ale dlaczego nienawidzę takiej "siebie"?
Dlaczego poza mnie nie wychodzi ani gram tego, co tak naprawdę jest?
I czemu nie umiem mówić, a jedynie pisać?
Gdzie jest granica pomiędzy mną a mną? Jak wiele nas jest?
Tyle pytań. Żadnych odpowiedzi.
Czuję się raniona, choć wiem, że to wszystko jest moją winą.
Czuję się pozostawiona samą sobie, choć jest tyle osób, które na wszelkie sposoby chcą mi pomóc.
Nikt ze mną nie rozmawia. Za wyjątkiem jednej osoby.
Tak samo ja z nikim nie rozmawiam. Bo po prostu nie umiem. Wolę być idiotą i pieprzyć głupstwa.
Próbuję zmusić się do rozmowy już... już jakiś czas. Ale nie umiem, nie umiem, nie umiem, nie umiem, nie umiem, nie umiem, nie umiem, nie umiem.
Wszystko dzieje się za szybko. Ja potrzebuję setek lat aby przetrawić rzeczy, które mogą zdarzyć się z dnia na dzień.
Brak mi odwagi. Brak mi siły. Brak mi urody. Wszystkiego mi brak.
Czy Ty naprawdę cokolwiek dobrego we mnie widzisz?