wróciłam z najpiękniejszego, największego, najwspanialszego festiwalu - woodstocku i z najbardziej urzekającego miasta - krakowa. nie mam słów by to wszystko opisać, to po prostu trzeba poczuć. klimat jest i w pociągu do kostrzynia ("jak to będzie wyglądać jak wyjdziemy tak dwóch facetów i dwie laski z kibla, a za nami dym?") , jak i z kostrzynia do krakowa (Maaaarcin! No Maaaarcin!). na samym woodstocku ze wzruszenia popłakałam się 3 razy, ze śmiechu - niezliczenie wiele. uwielbiam wbijać się w ten tłum, gdy gra łąki łan, uwielbiam czuć tą wolność, gdy leci na mnie wielki strumień zimnej wody z wozu strażackiego, lubię spać dwie godziny i być budzona próbami Lao Che. Cieszę się na wspomnienie tych wszystkich pozytywnych ludzi, niezliczonych uścisków i tekstów o mojej super bluzie ze smerfetką. Kocham czuć tą wolność. Tą energię. Szczęście.
To wspaniałe uczucie pozować do zdjęcia na ulicy Brackiej mając w głowie słowa 'a w Krakowie na Brackiej pada deszcz...' Fajnie jest spać z Tobą Madź 10 nocy w jednym łóżku/pod jednym namiotem. Śmiesznie jest, gdy tata przyjeżdża po nas na dworzec, a jego pierwsze słowa to: "Dziecko drogie, jak ty wyglądasz" "Tak, tato, też Cię kocham i jestem mega zmęczona" .
To była na pewno najpiękniejsza część moich wakacji, której nigdy nie zapomnę. I czekam na więcej, bo to przecież jeszcze nie koniec . :)
a jutro znów zabijamy blond, bo rudy już się całkowicie sprał;/