Jakoś tak mnie wzięło na to zdjęcie z obozu.
Fajne jest.
Jestesmy młodzi i piękni.
Tyle się pozmieniało od tamtego czasu.
Było lepiej i gorzej.
A wracając do podsumowania tego roku to zapomniałam dodać, że z pierwszej klasy Publicznego Gimnazjum Ojców Pijarów wyniosłam także...
niezliczoną ilość długopisów, ołowków i gumkę Wery.
Jumpin!
Wczoraj u Magdy. Tej szatanicy. Najpierw na mnie nasłała jakieś napalone dziecko, które mnie przez godzinę goniło, żeby mnie pomalować niebieskim markerem. Ale ja nie chciałam podzielić losu kota Magdy, który wygladał wyjątkowo stylowo z tymi niebieskimi plamkami na sierści.
"Przepraszam...ale on mu ładnie w takich nowych kolorach".
Następnie zostałam zmuszona("Tak, tak Magda na pewno cię przywiązała do krzesła i wstawiła zapałki w oczy, żebyuś ich nie mogła zamykać") do oglądania jakiegoś horroru.
Na początku miała to być tylko pierwsza scena. "Nie bój się, ona śmieszna jest". No tak. Niebywale śmieszna. Skończyła się tym, że dziewczyna z flakami na wierzchu wisiała na drzewie.
Haha.
Kupa śmiechu.
Potem już oglądnęłam cały, a potem całą noc nie spałam i ciągle przed oczami miałam najgorsze momenty z filmu.
Bosko.
"Krzyk".
pstryk.