Serii ciąg dalszy i.. na razie koniec :) podobne były, jednak różnią się paroma detalami.
I ty zmieniasz się pod jego wpływem. Jemu możesz nawet powiedzieć: "Dla mnie nie musisz być nieomylny, bez błędów ani doskonały"
Zebrało mnie na przemyślenia. Życie, życie. Widzisz coś w człowieku, dasz głowę, że tak jest. Najważniejsze, że jest to pozytywna cecha. I bronisz jej w swojej własnej głowie, przed swoimi własnymi myślami, przed swoimi własnymi oskarżeniami. Wierzysz, że jest inaczej, a gdy jest gorsza chwila, to tak bywa, że się myśli gorzej - zarówno pod względem efektywności, jak i treści tych refleksji. Myślisz sobie, że bez sensu, że nie tak, że nie dasz rady. Za chwilę zmuszasz się dosłownie do uśmiechu i zaczynasz siebie przekonywac, by z powrotem wrócic na "właściwe" tory. Dlaczego cudzysłów? Bo nie wiem, jakie są "właściwe" tory. Wierzyc z zamkniętymi oczami, czy chłodno kalkulowac. Zaufanie? Jak mam rozumiec zaufanie? Sama je nie raz zawiodłam, moje też nie raz zostało zniszczone. Ale czy jest sens upierac się na swoim, że już zawsze będę spotykac takich samych ludzi? Nikt nie jest taki sam - myślę - i znowu wracam na "właściwe" tory.
Czuję, że niedługo będzie wielki zgrzyt i pociąg się zwyczajnie wykolei, ciągnąc za sobą wagonik po wagoniku.
A tymczasem wracam do swojego przedziału, by dalej spoglądac w okno i rozmyślac...