Tak, wiem. Miało mnie nie być. Ale najwyraźniej jestem uzależniony od komputera. I tak spędzam 10% każdego dnia w lesie. Tyle dobrego. I wróciłem do czytania książek. Nie potrafię jeszcze odszukać siebie. Jestem zbyt nieuporządkowany, aby zacząć poszukiwania.
Chwalę się nowymi okularami i lazurowo-białą koszulką polo. Coś z próżności jednak jest.
Po raz pierwszy w życiu rzeczywistość miesza mi się z urojeniami. Zawsze wszystko miałem uporządkowane. To co było w głowie, to było w głowie. To co należało do rzeczywistości było niezaprzeczalnie prawdziwe. Ale teraz? Teraz już nic nie jest pewne. Wszystko miesza mi się w głowie. Te rzeczy, które dawniej były niepewne stały się pewne, a rzeczy pewne zatraciły się w niepewności.
Do trzech razy sztuka? Trzeci przypadek mojej obsesji. Miejmy nadzieję, że ostatni. Do tego urojenia, że obiekt obsesji słyszy wszystkie moje myśli na jego temat (czyli wszystkie myśli-na jedno wychodzi) i że odczuwa moje nastawienie emocjonalne. Nawet jeżeli taki rodzaj telepatii istnieje (mam skłonności do stwierdzeń istnienia takich rzeczy, być może to też objaw choroby, kto wie) to raczej jest niemożliwy do realizacji na taką odległość. Ale moje urojenia to moje urojenia i tu wszystko jest możliwe.
Boję się wszystkiego co jest związane z moim obiektem obsesji. Żyje w napięciu i stresie. Wiecznej gonitwie i próbie uporządkowania niepokornych myśli.
Czyli tak ogólnie rzecz biorąc moje życie jakoś nie przechodzi żadnych rewolucyjnych zmian. A szkoda.
Czekam na wiadomość. Walczę z obsesyjnymi myślami.
Umieram, usycham, ginę, padam, znkam, zapadam się, tonę, płonę, duszę się, wykrwawiam się, ślepne, głuchne, drętwieje, zasypiam, kończę się, zakrztuszam się, anihiluje się, jestem mordowany, zabijany, kaleczony, poniewierany i umieram...
Ależ nie. Wszytko jest w jak najlepszym porządku. Życie się ustabilizowało. Zmieniło się ale przecież zmiany są niezbędne, czyż nie?
Część moich elementarnych twierdzeń śwatopoglądowych została zburzona. I bardzo się cieszę z tego faktu. Mogę choć trochę odbudować się na nowo. Ograniczam też wpływ języka i zachowań innych na moje zachowania i mój język. Chciałbym zachować odrobinę indywidualności. Chciałbym pozostać sobą. Chociaż z niektórymi nie będzie mi łatwo. Sam teraz zastanawiam się nad tym na przykładzie tego wpisu czy mój styl pisania zmienił się na skutek przebywania ze społeczeństwem, czytania książek? Myślę, że poza tym, że moje słownictwo odrobinę się wzbogaciło, a poprawność językowa niezauważalnie wzrosła; to poza tym, mój styl zasadniczo się nie zmienił.
To chyba nie jest miejsce na wygłaszanie swoich poglądów, filozofii i wierzeń, więc sobie odpuszczę. I tak zapewne mało kto (żeby nie mówić, że nikt, bo wszystko jest możliwe) przeczyta ten wpis do końca. Ale piszę go głównie dla siebie. Coś z egoizmu jednak jest. Poza tym moje stwierdzenia są jeszcze nie uporządkowane do końca i w każdej chwili mogą się zmienić. Może powinienem przykładem innych zrobić wykład o orientacjach nieheteroseksualnych? W sumie czemu nie. Albo nie. Nie chcę mi się. Coś z lenistwa jednak jest.
Nie wiem czy skanować te książkę czy nie. Nie wiem czy iść jutro do lasu na nadprogramowe 10% dnia czy nie. Nie wiem czy zasiąść znowu na długi czas przed komputerem czy nad książami, które muszę przeczytać. Nie wiem. Ostatnio mało co wiem.
Potrzebuje wsparcia...