Takie tam obsesyjne opowiadanie część pierwsza... Szkoda tylko, że nie umiem pisać... w ogóle... Ale to nic...
Ciekawe czy zdąże dzisiaj przeczytać ten przeklęty ,,Potop''...
Studia w tym mieście jednak dobry pomysłem. I mam tu kilku wspaniałych znajomych. W końcu udało mi się unormować. Udało mi się wyleczyć z powracającej obsesji na punkcie ludzi, których kochałem. Siedziałem w kuchni popijając gorzką kawę i przeglądając poranną prasę. Zbiórka pieniędzy na leczenie i terapie dla młodzieży ze schizofrenią z tego miasta. Przeleciałem wzrokiem nazwiska owej młodzieży. Zrobiło mi się gorąco. Ściągnąłem bluzę.
-Tylko nie on, tylko nie on...-szeptałem nerwowo przeglądając trzęsącym się rękoma cały artykuł. Od dzisiaj w sprzedaży wiele dzieł pod wspólnym tytułem ,,Rozszczepienie duszy'', w tym tomik Twoich wierszy. Będziesz dzisiaj podpisywał swoje własne tomiki Twoich własnych wierszy w mojej ulubionej księgarni. I tak miałem tam dzisiaj iść. Teraz będę sobie wmawiał, że i tak miałem tam dzisiaj iść chociaż tak naprawdę pójdę tam tylko po to by znowu Go zobaczyć. Znów będę mógł liznąć choć trochę Jego duszy poprzez poezję.
***
Na wykładach nie mogłem się skupić. Analizowałem każdy moment z dalekiej przyszłości, gdy spędzaliśmy razem czas.
Na samą myśl o Jego pocałunku cały się trzęsłem. Wspominałem to uczucie, które temu towarzyszyło. No i także moje pierwsze ,,pieszczoty'' przeżyłem właśnie z Nim. Znów ogarnęła mnie obsesja. Chore, natrętne myśli nie dające spokoju nawet na chwilę. Chciałem po prostu mieć na własność tego schizofrenika-poetę o czekoladowych oczach. Zawsze kochałem cmentarze, krew, ciemność, chłód, ból i ludzi chorych psychicznie. Aż w końcu sam stałem się jednym z nich. Może to nic poważnego, ale zawsze coś. Kolana pod ławką trzęsły się jak oszalałe. Zgryzłem już prawie pół długopisu. No i wszystkie długotrwale zapuszczane paznokcie. Wszystko na marne. Niedługo pewnie zacznę wyrywać sobie włosy. Nie mogłem wytrzymać tego, że On istnieje. Znajduję się teraz, w tym momencie, w tym samym mieście i istnieje w swojej cudownej egzystencji. To niepojęte. Tak bardzo chciałbym by pozostał mój, już na zawsze. Gdy tylko mi pozwoli, do tego stopnia wniknę w Jego życie, że już nigdy nie zdoła wyrwać moich korzeni. Koniec wykładów. Idę do łazienki. Roztrząsam cały portfel w poszukiwaniu żyletki. Jest. Odsłaniam lewą łydkę wpatrując się w bliznę. Wyryłem sobie Twój pseudonim. Już na zawsze pozostaniesz ze mną. Za pomocą kilku sprawnych ruchów poprawiłem napis. Teraz ożył na nowo. Pulsował czerwienią. Ciepłe strugi krwi spływały po nodze na chusteczkę. Wytarłem się, obwiązałem łydkę drugą chusteczką zmierzając do księgarni. Po drodze zamierzałem kupić jakiś syrop z kodeiną. Bez tego nie dał bym rady...
***
Siedział tam. Widziałem Jego radosne czekoladowe oczy. Jego uśmiech niewystępujący nigdzie indziej we wszechświecie. Jego włosy, które tak bardzo lubiłem rysować. Był szczęśliwy, że może podzielić swoimi dziełami ze światem. Jak zawsze sentymentalny, melancholijny i romantyczny. Pieprzony egoista. Ale i tak Go kocham. Stałem na rogu jak jakiś psychopata-w sumie niewiele mi do niego brakowało-popijając syrop ze szklanej, brązowej butelki. Lekoman z obsesją. Fantastycznie. Kupiłem już ten Jego tomik. Bałem się go otworzyć, trzęsły mi się ręce. Stanąłem w kolejce po podpis. Spuściłem wzrok na buty dwóch dziewczyn, które stały przede mną. Śmiały się. Kolejka dosyć szybko się poruszała. Stanąłem przed Nim. Podniosłem wzrok. Moje brwi drgały nerwowo jakbym miał jakiś tik nerwowy. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko.
-Witaj.-powiedział po prostu. Wziął książkę z moich zaciśniętych palców. Musnął dłonią moją dłoń. Była ciepła i silna. Marzenie. Otworzył tomik i podsunął mi pod nos.
-Ten wiersz zadedykowałem Tobie. Popatrz, o tu, jest dedykacja.-rzekł. Dedykacja była. Moje serce zaczęło bić mocniej. Zacząłem czytać odrywając się od świata.
***
Tak, znałem doskonale ten wiersz na pamięć. Jeszcze go pamiętałem. Tysiące razy zastanawiałem się co On wtedy sobie myślał, gdy mi go dedykował. Odnośnie co do pyłku: ,,Jestem niczym. Jestem mniej niż niczym. Jestem tylko prochem rozwiewanym przez Twoje słowa. Nie znaczę nic.'', a co do nie żyjącego: ,,Jestem martwy. Jestem spowity prochem Twojego martwego ciała. Otacza mnie rozlana wszędzie Twoja krew. Twoje łzy spływają strumieniem na moje samookaleczone ciało.'' To by było na tyle co do mojej odpowiedzi poetyckiej i nadinterpretacji cudzego dzieła. Popiłem syrop. Kręciło mi się w głowie. Chciałem Mu powiedzieć tak wiele, ale nie wiedziałem co.
-Kocham Cię.-wyszeptałem. I uciekłem. Nie mogłem tego dłużej znieść.
Dwa tygodnie później. Wszystko było nie tak. Znów nie mogłem przeżyć kilku godzin bez papierosa, o tabletkach już nawet nie wspominając. Moje nogi przypominały krwawą siatkę. Mieszkanie były jednym wielkim chaosem. Wszędzie kartki z zapisanymi wierszami, rysunkami. Porozrzucane gdzieniegdzie obrazy. Wszystko o Tobie i dla Ciebie. Każda myśl o Tobie. Pijąc kawę zastanawiam się czy Ty też lubisz pić kawę o poranku. Ubieram się, zastanawiał się w czym bardziej bym Ci się podobał. Przy śniadaniu szkicuje ołówkiem na stole Nas w stylu yaoi. Idę na kurs rysunku. Zaczęliśmy człowieka. Znów będę starał się odtworzyć Twoją postać. Kolejny miesiąc obsesji. Zasypianie z Twoją książką w rękach. Budzenie się z modlitwą za Twoją duszę. Wiem, że wydawnictwo zgodziło się wydać Twoje kolejne dzieło. Tym razem będzie to ,,wyjątkowa książka opisująca wnętrze autora''-tak napisali w recenzji. Jedyne czego pragnę to poznać Twoje wnętrze. Wiem gdzie mieszkasz, ale bałem się podejść. Nigdy nie wiedziałem co mógłbym Ci powiedzieć. Byłem totalnie zagubiony. Znów zbliżałem się do Twojego mieszkania. Patrzałem w Twoje okno, jednak Cię nie było. Odwróciłem się i wpadłem na kogoś. Na Ciebie.
-Co ty tutaj robisz?-zapytałeś.
-Kocham Cię.-wyszeptałem. I znowu uciekłem. Łzy przesłoniły mi świat...
PS:kolor tej kanapy jest wręcz fenomenalny!