mróz na dworze, mróz wszędzie,we mnie. dotknął i zawładną każdą żywą komórką. jak jakiś robot. sterowany, popychany obojętnością. tragicznie samotny. trzęsące się dłonie, pragnące rozpalić się zatracić przerażające zimno dotykiem. znam tylko jeden lek na ból. lek od którego wieczny odwyk od dziś muszę zacząć. kochać za dwóch się nie da. najlepiej zacząć od siebie. how?
imprezy miliony ludzi spacery bajery to tylko balsam - satysfakcja krótkotrwała. taki los szarej marnej istoty spełniającej tylko potrzebny niższego rzędu. cztery ściany. na jakiejś autostradzie umysłu jeszcze tylko projekcja obrazów, w sensie wspomnień, zapachu czar. biegnę ale wracam do punktu wyjścia.