Mam skłonności do krótkotrwałego uśmiechu i następującego po nim stanu określanego przeze mnie jako, kolokwialnie mówiąc - do dupy. Siedzę w głebokiej depresji, i tylko czasem wystawiam głowę, żeby zobaczyć co slychać u ziomków 'na poziomie'. Tak, depresja na jesienne wieczory jest wskazna, bo bez niej nie byłoby gorącej czekolady i wafelków jedzonych bez wyrzutów sumienia. Bez niej się nie myśli. Bez depresji człowiek się nie zastanawia. Bo nie ma nad czym.
Nadina się zagięła i pisze znowu.