XLVI. But I'm not burning for you
Kolejne godziny mijają mi jak w transie. Trev opowiada mi wszystko, jednak nie dociera do mnie nic. Marc nie żyje? To absurd. Widziałam się z nim kilka dni wcześniej! Według słów Treva, Marc chodził niewyspany i rozkojarzony. Dziś miał pod rząd dzienną i nocną zmianę. Zdaniem policji nie zauważył nadjeżdżającego samochodu. Po prostu.
Roarke zostaje z nami, będąc dla mnie cichym wsparciem, choć wcale nie musi. Siedzi obok mnie na kanapie, trzymając mnie w objęciach. Rozmawiamy z Trevem, chłopak jest załamany i zdruzgotany, ale do mnie mało co dociera. Wszyscy w klubie byliśmy jak rodzina, ja tam pracowałam dłuższy czas i Marc zawsze był idealnym szefem.
Był..
Fuck.
Kolejne dni mijają trochę jak w transie. Chodzę do pracy, perfekcyjnie i kurewsko dokładnie wypełniam swoje zadania i przy tym rozpadam się od środka.
Można? Można.
W dzień pogrzebu mam wolne. Szef ma na tyle dużo serca, że nie zadaje zbędnych pytań. Robię minimalistyczny makijaż, włosy spinam w gładki kok u podstawy szyi i zakładam długą, czarną spódnicę, czarny, miękki sweterek i ciemne szpilki. Chodzę po mieszkaniu nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Kwiaty, białe lilie, które kupiłam, przyprawiają mnie o mdłości.
Słyszę dzwonek do drzwi. Otwieram i zaskoczona widzę Roarke. Mężczyzna jest ubrany w czarny garnitur, białą koszulę i cienki, czarny krawat. Włosy związał jak zwykle u nasady karku.
-Witaj- uśmiecha się delikatnie.
-Co tu robisz?
-Pomyślałem, że przyda ci się wsparcie. Luca nie miał nic przeciwko. Mogę wejść?
-Jasne- robię mu miejsce w drzwiach.- Roarke.. nie musisz tego robić.
Mężczyzna bierze mnie w ramiona. Jego objęcia i znajomy zapach sprawiają, że nieco się rozluźniam.
-Chcę być przy tobie. Wiem, że to dla ciebie trudne- unosi moją brodę.- Pozwól mi być przy tobie.
Kiwam głową.
-Okay, zbierajmy się.
Przed kościołem jest tłum ludzi. Ściskam Roarke za rękę, przedzierając się w stronę Treva.
-Jak się trzymasz?- przyjaciel całuje mnie w czoło, przytulając mocno do siebie. Wie, że mój organizm wariuje w sytuacjach kryzysowych.
-Daję radę.
Msza jest krótka, ale łamiąca serce. Tuż za trumną siedzi Liam z prawdopodobnie rodzicami. Jest bardzo podobny do ojca, a Marc wyglądał jak matka. Sophię wyławiam bardziej z tyłu. To dziwne. Jednak zaraz wyrzucam obojga z moich myśli. Nie czas i miejsce.
Roarke cały czas jest przy mnie. Trzyma mnie za rękę lub po prostu stoi za mną, dając mi oparcie w swojej sile.
Na cmentarzu wszystko staje się bardziej realne. Ludzie powoli schodzą się i ksiądz cierpliwie czeka. Liam, stojący obok trumny, zauważa mnie i zaciska usta. Po chwili podchodzi do mnie.
-Nie chcę byś tu była- mówi bez ogródek.
-Twoje pragnienia nie znajdują się w kręgu moich zainteresowań- odparowuję.
-Sophia nie chce cię widzieć.
-Ja jej też, ale dla Marca się poświecę.
-Idź stąd! Nie rozumiesz?
Patrzę w jego pełne bólu oczy i sam ten widok łamie mi serce. Kocham tego faceta! Mam ochotę przytulić go, ukoić jego ból, lecz on znów się odzywa.
-Jeszcze przyprowadziłaś swojego nowego kochasia. Po co? By razić mnie nim po oczach? Za mało przeszedłem?
-Liam, uspokój się- warczy Trev.- Przestań ją okłamywać i zachowuj się jak człowiek.
-Zamilknij- warczy mój były ukochany. Kiedy spogląda w moje oczy widzę w nich niechęć.- Nie chcę cię więcej widzieć. Nie zrujnujesz po raz kolejny mojej rodziny. Wypierdalaj stąd- syczy tak, że tylko osoby zainteresowane go słyszą.
W moich oczach pojawiają się łzy. Kim on się stał? Roarke obejmuje mnie w talii i dociąga od Liama.
-Margan- mruczy.- Chodźmy stąd.
-Mam prawo tu być- łkam.- Ostatnie lata to ja byłam przy nim, nie ty. Ty uganiałeś się za dziwkami i jeździłeś po kraju.
W tym momencie pochodzi Sophia. Wyróżnia się na tle innych białymi ciuchami. Nawet w tym momencie nie może odpuścić.
-Liam, skarbie- mruczy gardłowym tonem.- Zostaw ją. Nie jest warta twoich nerwów- bierze go pod ramię, a on bezwolnie idzie za nią.
Patrzę przez chwilę oniemiała. Odwracam się i wtulam w Roarke.
-Nie chcę tu być. Mam dość.
Trev i Roarke wyprowadzają mnie z cmentarza do auta. Mam dość. W mieszkaniu Trev podaje mi leki na uspokojenie i pakuje do łóżka. Ostatnie co widzę, to zielone spojrzenie Roarke zatopione we mnie.