Podobno niedziela to dzień lenia. mhm zgadzam się całkowicie z tym stwierdzeniem. nie śpię od 8, rano było tak przyjemnie.. wyszłam na balkon i powitała mnie tak rześka pogoda, niestety nie na długo, wychodząc z domu ok godziny 11 już czuć było w powietrzu upał ostatio minionych dni. w nocy ponoć była burza, ale mój sen jest tak twardy, że największe grzmoty nie byłyby w stanie mnie obudzić. na spotkaniu z tatą byłam na mieście, poszliśmy na małe zakupy, On zawsze mnie rozpieszcza. jest dla mnie taki dobry.. powinnam to bardziej doceniać.. wzięłam dużo owoców, najwięcej borówek, ostatnio stały się moimi najsmaczniejszymi owocami, zaraz po jabłkach które nie znudzą mi się nigdy i nie umiałabym nie zjeść w ciągu dnia co najmniej jednego. uh, nie wiem co mogłabym jeszcze napisać. na jutro mam w planach wstać jakoś przed 9, żeby poćwiczyć gdy nie będzie jeszcze takiego upału. dziś nie dałam rady.. a wczoraj zaczynając o 18 w godzinę nie została na mnie sucha nitka. poza tym chcę już wrzesień! pomimo, że czeka mnie teraz ostatni rok technikum.. matura, kolejny egzamin zawodowy. ale chce już zacząć tą cholerną rutynę, mieć ułożony plan dnia i się go trzymać. choć z drugiej strony.. patrząc z perspektywy że już nie zobaczę Go w szkole, hm.. nigdzie Go już nie zobaczę. to jest lekko dobijające. rozpisałam się tyle na temat tak banalnych rzeczy, mało ambitnie.. spokojnej nocy robaczki