coś zdjęcicho źle wygląda na blogu. a tam. jak jam na nim jest, to zdjęcie nie moje jest, właśnie.
w sumie miałam coś ogarnąć lekcje, ale nie pykło. doszłam do wniosku, że powinnam pisać z sensem moim i z weną na blogu, a nie tylko po to, by pisać i tyle. więc pomyślałam, ze przed snem, napiszę.
dwa pojęcia na polskim padły dziś. jedno z nich, które podam jako D. (nazwiska nie podajemy dla dobra śledztwa) oraz B. nie sądziłam, że hasełko Be. przeze mnie zwane ma miejsce w moim życiu, chociażby z jednego powodu - nie oczekuję zmian. nic w tym kierunku nie robię. D. jest więc odpowiednią formą tego, co czuję, chociaż... cholera to wie.
gdyby nie pewna piosenka, pewnie czułabym się rozwalona.
nie, jakbym się nie czuła, ale przynajmniej nie jest tak tragicznie. chyba. nie wiem.
przeszłam już sporo punktów od D. miejscami czuję się jak w D. (nie - czasami, ale - miejscami), nie mylić z czymś brzydkim. w każdym razie...
and then there was silence.
reszta jest milczeniem.
przestań wyć, przestać płakać! przecież w sumie żyje się cudnie...
Użytkownik mybrandneweyes
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.