chyba po nocce u Bezi.
znów nie mam co ze sobą zrobić.
najchętniej spakowałabym torbe i uciekła.
znów wychodzi na to, że jedyne co potrafię zrobić kiedy przestaję sobie z czymś radzić to po prostu spierdolić. Nie, nie lubię tego w sobie. Nie cierpie wręcz. Dlaczego nadal to robię? Cholerny brak chęci na zmianę i zwyczajne przyzwyczajenie. Tak jak do niektórych ludzi mimo, że nie są już tymi samymi osobami, które poznałam i doceniłam. Może jestem zbyt dobra i za bardzo chcę pomóc, czasem po prostu nie mam już siły. W takich chwilach nawet czyjś ból dupy mnie zagina i sprawia, że mam dość. Powoli mnie to rozpierdala od środka.