W zasadzie wszystko kręci się na tej ziemi wokół uczucia. Uczucia, którego nigdy nie doświadczyła, zamknęła jedynie jego skrawek w dłoniach, zaplotła wokół niego palce. Ufne serce przemierzało setki kilometrów. Raz ktoś jej tą miłość ukradł, drugi sama odeszła do innego, cieplejszego i wątłego serca. Szarość wchodziła w czerń, pomiędzy oddechami, kiedy tylko wyglądała przez czyste szyby na zewnątrz. Wybuchło lato, jak pękające, burzone ściany. Zniknęło poczucie bezpieczeństwa, na pustkowiu ukazała się samotna droga do nadziei. Beznadziei. Otuliła ustami chętne wargi, ostatni raz zatapiając język w ciepłej, lepkiej, rubasznej miłości. W żyłach płynęła gorąca, utleniona krew, wilgotna jak rzęsisty deszcz letniego wieczoru. Zapach delikatności lizał jej nadgarstki.
Nastała parna, aromatyzowana czereśniami noc.
W powietrzu unoszące się smugi bladego światła tlących się jeszcze świec przypominały zjawy. Skrzepnięcia, przygryzione wargi, skrzypnięcia starych framug drzwi, stukot i klekot okiennic. Zduszone gorączką miasto, płonęło na horyzoncie, niczym olimpijski znicz. Psy wyły w sąsiedztwie, dźwięki tłuczonego szkła i korniki powoli wgryzające się w podstarzale drewno leżakujące przed domem.
W pojedynczych słowach wylała z siebie ogrom niepewności, drżącej jak liście wystawione na słoneczny wiatr. Westchnęła, omiatając spojrzeniem sosnowy domek, spowity gryzącym upałem. To samo w sercu. To samo w dłoniach. Porwane strzępy marzeń, rad...
Wspomnienie.
W ustach zaschło, gorąco przykleiło się do ciała wraz ze strużkami potu na plecach, przez które przylgnęła sukienka. Zawsze była inna. Kochała spotykać go po tygodniu przerwy, kochała zatapiać się w pocałunkach, ale trwała jeszcze w przeszłości, w rodzinnym domu, w stronach dopiero co przeczytanej książki. Dostrzegała w sobie wiele wad, jednak największą z nich było to, że czasami dzieliła się na dwoje, z jednej strony będąc kobietą, która żyje tylko po to by czuć, wyzwalać czułość i czule szeptać, z drugiej natomiast deptać, zamykać się i przestawać na chwilę istnieć, zatracać się w wyimaginowanym świecie.
Witaj, Nieznajomy. Nie wiem już jak masz na imię. Patrzę na ciebie, myślę, że nigdy Cię nie poznałam. Szarość przechodzi w czerń. Lato wybucha jak burzone dynamitem kominy starych fabryk. Nie znam Cię, Nieznajomy. Choć widzę wyraźnie, rozczarowane spojrzenie, gniew. Krzyk. Kłamałam.
Widzisz to co ja?