http://www.youtube.com/watch?v=E601-sd5-zk
Przerdzewiałam, a mgła obłapiła mnie jeszcze ciaśniej, mimo wszystko. Papierosy mięłam w garści jak Twoje pończochy, krew zlizywałam z nadgarstków niczym głodna, zdziczała i pełna erotyzmu Pasja. Gdziekolwiek położyłam głowę, reszta ciała podczołgiwała się pod Twoje stopy, skomląc o jakąkolwiek dawkę czułości. Odcięłaś dopływ tlenu, potrząsnęłaś mną i pozwoliłaś odkręcić kurki z gazem. Wtedy po prostu patrzyłaś, z litością, z niemrawą satysfakcją i chorą żądzą na omdlewające ciało. Nagie, bezbronne, upokorzone ciało. Trzy kroki w stronę okna. Kamień, pięciolinie, świszczący chrzęst. Pozwoliłaś mi płakać, pozwoliłaś chłeptać ostatnie atomy powietrza, drzeć paznokciami w kolorze ciemnej wiśni o podłogę, łamać je, rozpryskiwać, rozdzierać. Zanim wybiłaś szybę w oknie kamienicy zbudowanej w czasie drugiej wojny, szarpnęłaś minerałem siarki o draskę. Samozapłon. Wybuchłam, jak wszystko w naszych głowach, rozchylając szeroko powieki. Wizja babci gotującej obiad, matki zakładającej czarne rękawiczki i przyszłego dziecięcia przemknęła przed martwiejącymi tęczówkami. Zapukała Ona. Pięciokroć zapukała do moich drzwi i zatrwożyła suchością spojówek. Wiedziałam, ze wystarczy jedno słowo by poddać się Śmierci. Kupiłaś mi sznur. Czerstwy, gryzący, ostry jak drzazga ropiejąca w międzymózgowiu. Poddałam się. Bez szans. Bez władzy, rozgryzła usta niczym czekoladkę i dałam przyzwolenie. Rdza przegniła, ja przepadłam, Ty płakałaś...