Jak to pojąć? Jak ogarnąć? Nie można...
To jest nie do opisania...
Wszędzie coś, co przypomina... rodzi smutek, żal, samotność, pustkę...
Najpierw jedno... 10 dni poźniej drugie...6 dni- kolejne... Chyba coś nie bardzo?! Jak tak można?!
Tam na górze rozdają za dużo kart wstępu... zabierają nam tych, którzy są najważniejsi...rodziców i nie tylko.
Kilka lat pracy zamkniętych w trzech workach... pościel, ubiór, buty... dlaczego?!
To nie prawda, że czas goi rany... z dnia na dzień jest trudniej... gorzej...
Na cmentarzu przychodzi ochota, żeby położyć się na stosie wieńców i leżeć, płakać...
Przychodzi strach przed zostaniem samej w domu... przebywaniu w ciemności...oglądaniem zdjęć.
SzkoŁa trochę odciąga, ale nie na tyle, żeby pomóc...
Po drugim parastsie w ciągu dwóch tygodni wyzbyŁam się serca...
nie mam nic w środku.. pusto... nie boli... nie czuje nic...
łzy lecą kiedy chcą, bez potrzeby...
A niektórzy się tak bardzo starają, żeby pomóc...
doceniam to. tylko chyba nie umiem tego okazać...
z drugiej strony chciałoby się pomóc tym,którzy przechodzą przez to samo..ale tchórzostwo i bezradność wygrywa.
Jakby mało wszytskiego było to jeszcze wujek Kazik...
wyszedł z domu w Wielką Sobotę, wysiadł z busa jak zwykle w Kunicach i przepadł...
Nie ma go... jak kamień w wodę.
Z dobrych informacji to będę matką chrzestną tego cuda na zdjęciu już 1 maja...
z niejakim Mateuszem J.(lat 20).
Buziaki dla moich ;***
Dziękuję za wszystko ;*