Nowy rok, owszem zaczął się pięknie.Amerykańsko wręcz.
Kiedy skończyło się czterodniowe opijanie- od razu, niemalże natychmiast i płynnie przeszliśmy w stan agonii i wegetacji międzyludzkiej, gdzie stężenie kwasu w powietrzu doprowadza mnie do łzawienia.
Piątek zgniótł mnie jak nigdy.
Dawno nie było mi tak pijano i beztrosko.
Sobota za to pogniotła mi światopogląd.
Dawno nie użalałam się nad sobą tak długo i namiętnie.
Nawet współgrał ze mną mój skacowany organizm.
Bo nie zwykłam płakać przy ścieraniu sera, ani tym bardziej do mamy mówiąc, że ewryfinkoukejbejb.
I alkoholowy ciąg zaczął trwać ponownie.
tak bardzo nie chciałam zgnieść się jeszcze raz.
Myślałam, że to nowy rok, że życie ucieka, że smutek i czepiam się gówien.
W końcu wrócił realizm i jednogłośnie stwierdzono, że jestem darmowym dawcą prądu, wody i jedzenia.
Ale nie można przecież użalać się do końca życia.
tym bardziej, że przyszedł czas wojny i zagłady.
szlajania się po sądach, administracjach i notariuszach.
W końcu po całych nocach przytulania się do mamy,
wycieczkach do Sopotu o każdej porze dnia i nocy
wiem, że nadszedł czas na ogarnięcie siebie, a nie wszystkich dookoła.
padła decyzja, która wlokła się za mną od zawsze.
Hej, powstaje teczka.
w kwietniu zaczynają się włojaże do Łodzi.
"Cokolwiek pomiędzy ludźmi kończy się, znaczy ze nigdy się nie zaczęło. Gdyby prawdziwe się zaczęło, nie skończyło by się.
Skończyło się - bo się nie zaczęło. cokolwiek prawdziwe się zaczyna nigdy się nie kończy!! "
Zaczynam bać się słowa przyjaźń, bardziej niż określenia miłości, wiesz?