I jutro ostatni dzień wisienkowego szaleństwa...eh..chyba bedzie mi tego brakowało...tego codziennego wstawania o 6...potem jechania rowerkiem...tyle kilometrów to tej wyboistej drodze...(a niby drofga główna K-W)no a potem spotkanie z dziewczynkacmi i ruszmy do sadu...te kawały,(nie pytac jakie, ściśle tajne)
smiechy, rozmowy, a jak slonko przygrzeje to nawet odbija troche i gdzie niegdzie lądują wiśnie hehe...a nie wspominajac o pszczółkach osach i mróweczkach które nie raz właziły do nogawek spodni...wrrr
...potem resztka sił powrót do domku...ale będzie mi tego brakować...ale wszytko ma swój początek i koniec...