Zdj. z neta...
Dziś u konia. Umyłam. Wsiadłam. Najpierw cofnął, skulił uszy. Ostrzeżenie? Możliwe. Później pojechaliśmy stępa. Zaczął kłusować i wyrwał galopem. Trzymałam się, ale spadłam. Najpierw oberwało udo, później głowa. Nie mogłam złapać oddechu, a on spieprzył. Odetchnęłam, wstałam. Nie wiem jak. Patrycja go wyganiała, ale ja już nie wsiadłam.
Noga boli jak chodzę. Drugi upadek w życiu, drugi raz z konia, któremu baaardzo ufam. No cóż. Mój chód wygląda jak pingwini. Pozdro.
Dłuższa przerwa od koni :(