Witajcie :)
U nas w końcu w porządku. Piszę w końcu, bo po wczorajszych emocjach, które dzis już opadły cała się trzęsłam z nerwów.
Nie wiem, czy pamietacie sytuację, którą opisałam kiedyś (kilka tyg temu), kiedy to zaatakowały nas dwa psy sąsiadów, puszczone oczywiście luzem.
Pierwsza sytuacja miała miejsce przed ich posesją, gdy starsza pani otworzyła swoją bramę na cała szerokość i nie potrafiła poradzić sobie ze swoimi psami, które wyleciały i zaatakowały naszego Branda, który był na smyczy. Oczywiście byłam z synkem, który potwornie się przeraził, całej sytuacji i tego że inne kundle atakują naszego psiaka. Oczywiście starsza babcia zgarnela pieski i odwrocila sie na pięcie. Ani "przepraszam" ani "pocałuj mnie w dupę"!
Druga sytuacja z tymi samymi psami, była na łąkach. Psy puszczone luzem (mój na smyczy) i facet, którego gówno obchodziło to, że jego kundle znów rzuciły się na mojego bogu ducha winnego psa i troszke go poszarpały. Ta sama sytuacja: byłam z dzieckiem, mój pies na smyczy, tamte luzem. I znów żadnych przeprosin, choć nawrzeszczałam na faceta jak szalona!
Po drugim incydencie z tymi cholernymi psami, udałam się do właścicielki kundli by z nią porozmawiać.
Zapytałam sie jej czy u niej w domu nie jest nikt nauczony kultury osobistej i czy nikt nie zna słowa "PRZEPRASZAM", bo przecież takie nie padło ani za pierwszym razem od babci, która codziennie sterczy w kościele, ani od faceta, który obrócił się na pięcie i poszedł sobie spokojnym krokiem do domu, jak gdyby nigdy nic.
Trochę nawrzeszczałam jej: bo miałam takie prawo-byłam z malutkim dzieckiem! Już pal licho mnie, Brando może by sie uratował gdybym go puściła ze smyczy, choć nie do końca jestem tego pewna, ale na litość boską, czy ja mam siedzieć zamknięta na podwórku z dzieckiem i psem, bo nie mogę go wyprowadzić na łaki, które są ogólno dostepne dla każdego, albo może mam chodzić do okoła, bo tamtedy nie mam co ryzykować? Czy za każdym razem, gdy będę przechodzić obok tego domu mam się bać czy zaraz nie wyskoczą zza bramki i nie pogryzą mojego psa, albo nie daj boże mojego syna?!
Wszystko to jej powiedziałam, zażądałam by pokazała książeczkę zdrowia-na szczscie była ok, psy szczepione. Powiedziałam, że jezcze jedna taka sytuacja i idę z tym na policję.
Przeprosiła i obiecała, że już nigdy więcej to się nie powtórzy i że porozmawia z domownikami by pilnowali psów bardziej...
Cóz.... ile warte byly jej przeprosiny i obietnice przekonałam się wczoraj, gdy uciekałam z Tomeczkiem na rekach i Brandem na smyczy przed tymi cholernymi kundlami!
Trzeci raz taka sytuacja...
Z daleka zauważyłam, że latają luzem. Zatrzymałam się i rozejrzałam w poszukiwaniu wlasciciela. Nikogo w poblizu nie bylo.
Zauwazylam, ze przy furtce domu, w ktorym mieszkaja ów psy, stoja ludzie: kobieta i mezczyzna. Krzyknelam z daleka czy moga panstwo zabrac te psy, dostalam odpowiedz: -To nie nasze.
Suka juz sie zerwała do ataku i biegla w nasza strone. Więc Tomus na rece i pod pache, Brando kolo nogi i uciekam!
Na szczescie dzielila nas wieksza odleglosc i pies zrezygnował z pogoni za nami. Przypiełam Branda do slupka i poszlam sie upewnic czy tamte psy zostaly zamkniete za bramka, bo widzialam, ze juz biegaja na posesji. Bramka zamknieta, psy na podworku ok, mozna podejsc i kolejny raz zwrocic uwage i ostrzec ze wzywam policje.
Panstwo ktorzy stali przy bramce (zakladam ze znajomi wlascicielki psow) byli zbulwerowani moim atakiem zlosci:
-Ale o co pani chodzi, przeciez psy sa zamkniete. - powiedziała kobieta, nie kryjac swojego oburzenia.
Na to ja do niej: -No teraz juz sa zamkniete, ale przed chwila biegały. Sugeruje Pani ze mam omamy? A moze uciekalam przed duchem?
-No dobrze, ale juz sa zamkniete, wiec po co sie pani awanturuje...
No tego to nie wytrzymałam! "-Awanturuje sie bo juz trzeci raz te psy na nas napadają! Jestem z moim dzieckiem i nie pozwole na takie sytuacje, ze ktos ma za nic zdrowie drugiego czlowieka! Po co sie pani udziela skoro nie zna Pani sytuacji, he?
Kobieta byla troche zmieszana, choc w dalszym ciagu bojowo nastawiona do mnie zupelnie tak, jakby to jeszcze moja wina, ze szłam ulicą i pewnie sprowokowałam pieski jej kolezanki do tego by nas zaatakowały ! Męzczyzna stojacy obok, szybko ucial te nieprzyjemna wymiane zdań i powiedział: -Dobrze, to nie nasza sprawa.
W trakcie, gdy trwał konflikt słowny z ów kobietą, cały czas dzwoniłam dzwonkiem do drzwi, które z resztą były otwarte... Nikt do mnie nie wyszedł pomimo tego.
Więc zasapałam pod nosem, tak by uslyszeli Ci państwo stojący pod płotem: "Dobrze, wrócę z policją" i poszłam zabrać Branda.
Oczywiście po tej sytuacji wykonałam telefon i oczywiście dziś byłam zlozyc zawiadomienie o popełnieniu wykroczenia.
Nigdy na nikogo nie doniosłam, ani policji ani strazy miejskiej ani nikomu innemu. Zawsze starałam się załatwiać takie rzeczy po dobroci, poprzez rozmowę. Kiedyś musiał być ten pierwszy raz.
Pani na komisariacie powiedziała, że bardzo dobrze zrobiłam, bo co innego gdyby to był pierwszy raz, a co innego jezeli jest już to trzeci!
Zobaczymy jak to się dalej potoczy....
Takie rzeczy się dzieją! Ludzie to debile i nic z tym nie da się zrobić-tak mówią.
A ja robię i nie zostawiam takich rzeczy samopas.
Z drugiej strony mam ogromną ochotę wziąć owczarka niemieckiego mojej sąsiadki i wyjść z nim na spacer... akurat wtedy gdy tamte dwa małe kundle będą puszczone luzem!
Choć z drugiej strony to nie wina psów tylko tępych właścieieli....
Użytkownik mokiki
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.