"Ciągle tylko jęczysz człowieku, że jest Ci źle, że świat stoi przeciwko Tobie, że los rzuca Ci kłody pod nogi, a uprzejmy sąsiad kopie dołek pod Twymi stopami. Ciągle narzekasz i płaczesz, że wszystko jest szare i mdłe. Stękasz, bo na Twej drodze są ciągłe wyboje i dziury. Dajże już spoój..."
Zamieńmy się butami. Wejdź w moje i spróbuj w nich przejść kilka metrów. Dopiero potem powiedz, co czujesz.
Ciągłe rozczarowania. I jeszcze więcej rozczarowań. Wczoraj było ich mniej. I jeszcze więcej zmartwień niż wczoraj było. I wczoraj mniej chmur niż dziś na niebie. I ten błekit w szarą paletę bardziej już wchodzi. Śpiew skowronka w skowyt samotnego kojota przeradza się. I ta noc jest ciemniejsza od poprzedniej. I ta trawa, która zieleńsza jest zawsze tam, gdzie Nas nie ma.
Nie po tej stronie trawnika stoisz dziewczynko. Nie po tej stronie ulicy.
Nie na tym świecie żyjesz, co powinnaś, dziewczynko.
Jam jest marny człek. Wątły, kruchy, nieporadny. Z prochu powstała kukiełka. Los się nią bawi i za sznurki pociąga. Na scenie świetna trwa zabawa. Na deskach życia spektakl się odgrywa. Tu teatr życiem. Witam publiczność.
Każdego dnia, Ja-marny człek, próbuję udowodnić sobie i owemu fikcyjnemu światu, że jestem coś wart. Że potrafię zerwać te sznurki przyczepione do mych rąk, nóg, mego tułowia.
Z odwagą w sercu i strachem w oczach-Ja Marny Człek, postanowiłem przepłynąć przez morze zakłamanych prawd. Na brzegu głuchy szelest opadłych liści, a w sercu rodził się niemy krzyk. Obudziło się spojrzenie, które wznieciło pożar w mym wątłym umyśle i choć nie było widać płomieni czułem ten ból. Ja kruchy człek czułem ból!
Wiatr porwał mój słomiany kapelusz, który odleciał wraz z mą nadzieją, którą wymyślił los, by budzić w Nas wolę walki i siłę tylko po to, by udowonić nam, że to wszystko nie było warte złamanego grosza... Ja-Watły Człek, wtedy tego jeszcze nie widziałem.
Rozwarły się usta me, ale nie wydały z siebie żadnej melodii. Zamilkły w połowie zdania wypowiedzianego w myślach. Za sobą miałem tylko pustynię samotności i nicości, a przed sobą morze martwych, słodkich, zakłamanych prawd. Wybór nie był zbyt wyśmienity, ale cieszyłem się, że mam możliwość dokonania wyboru. Że teraz sam podejmę decyzję i nikt już nie szarpnie mnie więcej za owe sznurki i przestanę być kukłą!
Dłużej nie stojąc na gorącym piasku, który palił me bose stopy, Ja-Watły Człek, zrobiłem krok przed siebie. Lodowata woda musnęła rozgrzane nogi. Nie było już odwrotu. Stałem tak zanurzony po szyje i dygotałem z zimna. Sztuczne ogrzewanie zastępujące słońce na niebie dopadła awaria. Na powierzchni tafli wody zaczął tworzyć się cieniutki lód. Wiedziałem, że nie mogę się już cofnąć. Stawiając kolejny krok do przodu liczyłem się z faktem, ze mogę utonąć, bo przecież nie wyrosną mi nagle skrzela, dzięki którym będę miał możliwość oddychania rozpuszczonym tlenem w wodzie, którego i tak było nawet niewiele w powietrzu.
Za późno na ratunek. Ja-Wątły Człek, zanurzony po sam czubek głowy, a nade mną już gruby lód.
Życie kazało mi iść do przodu. Ostatkami sił zrobiłem kolejny krok. Pod wodą było tak ciężko się poruszać. Moje ciało ciało po chwili zaczęło opadać na dno... Spowolniony oddech. Jakaś muzyka dobiegła moich uszu.
Powieki opadły, a serce ucichło.
Tak wygląda każda walka Wątłych Człeków, którzy myślą, że potrafią wygrać z losem. Którzy myślą, że potrafią zerwać więzy stworzone hurtem-dla każdego.
Przedstawienie trwa. Kukły wciąż na deskach życia, na scenie wciąż tańczą tak jak im zagrają. I tylko czasem nadzieja rozbudzana dla potrzeby widzów. By i tak w finale ukazać upadek kukiełki-człowieka.
Zamieńmy się butami. Wejź w moje i spróbuj w nich przejść kilka metrów. Dopiero potem powiedz, co czujesz.
...
Użytkownik mokiki
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.