Liczę na szczęście, które już prawie wyciągnęło do mnie ręce. Nie dziwię się, że jest ciężko i wciąż kłody walają mi się pod nogami. Miejmy nadzieję, że to nie sen. Nie pryśnie jak bańka mydlana, nie uleci w powietrze jak balon z helem i nie zgaśnie jak papieros. Może jednak dobrze wyszło, może jednak tak właśnie miało wyjść. Może faktycznie tutaj też da się zmienić, da się zmienić siebie, swoje podejście i otoczenie. Może jeszcze kiedyś się spotkamy.