To byl bezbędny pomysl żeby pojechac tam tego dnia :D
Ekipa wspaniala i nie do zdarcia tzw. Ekipa "Nie Daj Się" ;)
Zero niezgody kupa zabawy i oczywiście śmianie sie do utraty tchu:D:D:D:D
Byliśmy na górce Modrzewiowej - miejsce można powiedzieć startu :) potem Sopot i molo, na którym byl niesamowity huragan i wcale nie bylo sońca ;) no i jeszcze MC i obiadek :) potem znowu Gdańsk a tam polana, śpiewanie do ciastek i rozmowa z wnioskiem że dziwki to optymistki :D
Powrót do Gniezna w zasadzie spokojny pomijając fakt grania w pilkę (zimne ognie) w przedziale, grania w karty, hardcore'u zwiazanego z konduktorem i podwójnego/potrójnego widzenia... oczywiście przyszości :D:D:D bo przecież nie bylo oprocentowania :D
Wiadomo że ojcem dziecka jest Urlich Von Jungingen a Ami prawdopodobnie nosi myszki (bez urazy) ;)
Dziękuję wszystkim:
Justynie
Zuzie
Budzigniewowi
Amiemu
i Kubie
:*:*:*
za 100 lat, za świetny ubaw za to że nie zdążyliście mi zbić tylka i oczywiście za to że przygarnęliście biedne zagubione drzewko :D:*