A w ciągu minionych lat nie zdarzyło się nic, co pozbawiłoby Cię Twej niewiary. Albowiem jak możesz być cudem, skoro uważasz, że nie radzisz sobie z najbardziej poślednimi pracami? Jak możesz być cudem, skoro z tak małą wiarą wykonujesz najprostsze obowiązki? Jak możesz być cudem, gdy obarczony długami nie śpisz nocą, dręcząc się, skąd weźmiesz na jutrzejszy chleb? Dość. Co się stało, to się nie odstanie. A przecież, iluż posłałem proroków, mędrców, artystów, naukowców, filozofów z wieścią o Twojej boskości, o Twoich niezmierzonych możliwościach i o tajnikach osiągnięć! Jak ich potraktowałeś? Jednak kocham Cię i jestem teraz z Tobą w tych słowach, wypełniając proroctwo, że Pan wyciągnie rękę po raz drugi, by odzyskać resztę swego ludu. Wyciągnąłem rękę. To jest ten drugi raz. Ty jesteś moim ludem. Próżno pytać: Czy nie wiedziałeś, nie słyszałeś, nie rozumiałeś, czy nie mówiono Ci o tym od zarania dziejów? Nie wiedziałeś; nie słyszałeś; nie rozumiałeś. Powiedziano Ci, że jesteś bogiem w przebraniu, bogiem grającym rolę głupca. Powiedziano Ci, że jesteś dziełem niezwykłym,
obdarzonym szlachectwem rozumu, nieograniczonymi zdolnościami, cudownie wyrażającym się przez ciało i ruch, niczym anioł w działaniu, niczym bóg w pojmowaniu. Powiedziano Ci, że jesteś solą ziemi. Wyjawiono Ci nawet tajemnicę, że możesz poruszać góry, dokonywać niemożliwego. Nie uwierzyłeś nikomu. Spaliłeś mapę wskazującą kierunek do szczęścia, zrezygnowałeś z prawa do spokoju ducha, zdmuchnąłeś świece ustawione wzdłuż przeznaczonej Ci drogi do chwały; szedłeś, potykając się, przerażony
i zagubiony w mrokach bezradności i żalu nad sobą, aż wpadłeś w piekło, które sam stworzyłeś. Potem płakałeś, biłeś się w piersi i przeklinałeś los, jaki Cię spotkał. Nie chciałeś uznać skutków własnych małostkowych myśli i lenistwa w działaniu; szukałeś kozła ofiarnego, którego mógłbyś winić za porażkę. Jakże szybko go znalazłeś! Obwiniłeś mnie! Krzyczałeś, że Twoje ułomności, miernota, nie sprzyjające warunki, porażki - były wolą Boga!
Myliłeś się!
CDN