Piątek, 18 września (14:34)
12 górników zginęło, 18 zostało ciężko rannych w piątek wskutek zapłonu metanu w kopalni "Wujek" w Rudzie Śląskiej - Kochłowicach.
Do zapłonu metanu doszło ok. godz. 10.15 przy pokładzie 409 na poziomie 1050 dawnej kopalni "Śląsk" w Rudzie Śląskiej - Kochłowicach. To obecnie część kopalni "Wujek" należącej do Katowickiego Holdingu Węglowego. W zagrożonym rejonie w chwili wypadku znajdowało się 38 osób.
Po wypadku część pracowników z zagrożonego rejonu wyjechała na powierzchnię o własnych siłach. Zgon kilku górników lekarze stwierdzili jeszcze pod ziemią, kilku innych było reanimowanych. Według informacji Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach, niektórzy zmarli w drodze do szpitali. Przed godz. 15 zakończono transport wszystkich poszkodowanych na powierzchnię.
Atmosfera przygnębienia i oczekiwania panowała przy kopalni. Wiele osób nie kryło łez, choć w niektórych przypadkach były to łzy szczęścia. - Zostawiłam wszystko, ubrałam dziecko i przybiegłam - powiedziała dziennikarzom Małgorzata Kordasińska, której mąż Janusz wyszedł z katastrofy bez szwanku. Dość szybko dowiedziała się, że mąż ocalał, sam zadzwonił i powiedział, żeby się nie martwiła. - Kamień z serca - powiedziała. - Nam, żonom jest bardzo ciężko - podkreśliła.
Na miejscu otuchy rodzinom dodawał ks. Jerzy Lisczyk, proboszcz parafii Trójcy Przenajświętszej w Rudzie Śląskiej-Kochłowicach, który przekazał też słowa pocieszenia w imieniu metropolity katowickiego arcybiskupa Damiana Zimonia. - Kościół jest z tymi, którzy cierpią, przychodzi z pociechą, nadzieją i modlitwą. To jest to, co możemy dać tym, którzy zginęli i są poszkodowani, chcemy też przynieść pociechę rodzinom - powiedział duchowny.
[*] .