AAAAA. Jak mnie wkurwia ten komp.
Ufff, oddychać.
W sumie dla mnie już tydzień temu, ale teraz oficjalnie zaczęły się wakacje.
Oczywiście na wstępie spaliły mi się plecy :| Gdybym się jeszcze jakoś opalała albo co...
Się pochwalę. W Warszawie byłam. W sumie to z Rudą zachowywałyśmy się jakby nas pierwszy raz poza miasto wypuszczono :P Było mega. W sumie wyjazd ten pomógł mi wiele zrozumieć, choć było ciężko. O, i poznałam zajebistego kolesia, który się nami zaopiekował i nie pozwolił abyśmy zaginęły w wielkim mieście. Ochrzciłyśmy go 'mama Łukasz', aczkolwiek był specyficzną mamą bo posiadał penisa. Powrót do domu wyglądał jak wywóz żydków do Oświęcimia. Pierwsze 6 godzin podróży spędziliśmy na złączu od wagonu (tak, tak. ta cieniutka blacha) i tym 'przedsionku' gdzie jest kibel. Nasz kibel był celem licznych pielgrzymek a drzwi przy nim upatrzył sobie konduktor do gwizdania. I miał pretensje, że się nie mieścimy w pociągu i utrudniamy mu przejście...
Zbieram kasę na kolejny wyjazd.
^^