dochodzę do wniosku, że zamiast głębokich przemyśleń i błyskotliwych cytatów powinnam opisywać mijające dni.
i dzisiejszy poranek będzie najlepszy na rozpoczęcie tego epizodu.
wstałam około 8.35, ponieważ mój sąsiad z góry remontował podłogę i zrywał panele, co uniemożliwiło ponowne zaśnięcie. podirytowana wzięłam laptopa i zaczęłam odpisywać na ważnego maila, którego zredagowałam po angielsku, mimo, że powinnam po francusku, co pewnie poddenerwowało jego odbiorcę.
po zjedzeniu szczątkowego śniadania ponownie zasiadłam przed komputer i zaczęłam dzielić się troskami z najbliższymi przez gg i około 10.40 zadzwoniłam do kiny i zapowiedziałam wizytę. ciężko zaspane dziewczę przytaknęło, po czym rozłączyłam się i poszłam się kąpać. następnie wybrałam jakieś pasujące do siebie ciuchy, wytuszowałam rzęsy i wyszłam. po zamknięciu drzwi zrobiłam sobie tę fotunię. miałam spory dylemat, czy iść najpierw do sklepu spożywczego czy do apteki, mimo że nigdy jeszcze nie miałam takim problemów z wyborem. w końcu apteka zwyciężyła i w pierwszej kolejności zakupiłam maść na stłuczoną rękę. po czym udałam się do spożywczaka po pączka hiszpańskiego i bułkę słodką z dżemem, po czym ruszyłam do kiny jedząc to pierwsze.
no i zajebioza;* kina jesteś bogiem;*
ahh i zakochałam sie w bluzie z Trolla żółtej w fioletowe COŚ, zapomniałam co <3