rzygam waszymi pseudopsychologicznymi wywodami,
schetami i przelicznikami, domniemanym doświadczniem
i poczuciem wyższości w dziedzianach, wy i każdy wasz neuron,
dziewiędziesiąt lat praktyk i empirii. niedobrze mi się robi.
statystki i oceny, to nie jest miłość. prawo do oceny bez konsekwencji.
wszystko ma jakiś kształt i smak. spróbujcie zdefiniować kształt
gruszki. magistrowie psychologii, lekarze umysłów, udławcie się
waszymi mądrościami. jesteście tak wspaniali i górnolotni.
znacie na wskroś moją psychikę, wleźliście do mojej podświadomości
wydając mi rozkazy, poniżając między wierszami.
oszalałam.
zaraza pochłonęła mnie bez reszty, zaatakowała każdy pokład
niczym nienaruszonych wspomnień i serce, ktoś wyszarpał je zza żeber,
odtańczył na nim jak na grobie, ktoś zgubił się gdzieś z całym moim życiem
w rękach. wiecznie wilgotne oczy, z których zaczyna coraz głośniej cieknąć,
żeby usłyszał. milczymy, łżemy jak psy. miłość we mnie gnije. jestem zepsuta.