A jednak.
Jednak nie-bardzo się chce, jak Jego nie.
Bo wtedy zawsze można znaleźć wystarczająco przekonującą wymówkę. Żeby tylko nie wyjść na ulicę. Żeby tylko nie pokazać się światu. Żeby tylko nie wygrzebać się z pościeli z Ikei. Żeby tylko nie musieć otwierać oczu. Żeby tylko nie budzić się, gdy Jego nie.
To dobrze, znaczy że jednak potrafię jeszcze tęsknić, gdy kocham. Bo jednak kocham. I nie potrafię nie. Tym bardziej, gdy Jego nie, a ja jak mantrę powtarzam sobie na dobranoc, jaki to wspaniały facet mi się trafił. I uśmiecham się do Niego, do siebie. Mój. I nie oddam.