Na nic nie mam już nadziei i nic nie ma dla mnie większego znaczenia. Na niczym mi nie zależy - dosłownie na niczym. Matura i Poznań tez jakoś stracyły na mocy. Po co starac się, skoro nic z ego nie wyjdzie tak czy siak? Wszystko, co mnie interesowało, czym się jarałam też jakoś mnie nie obchodzi. Wszystko tylko w jakiś chory sposób sprawia mi ból i wszystko mnie męczy. Wszystko. Nie wiem nawet czy pisać dalej, bo nie jestem do końca pewna, czy da sie jakoś głębiej opisać to uczucie chorej beznadziei, w ktorej się znajduję.
Przez chwilę w sumie miałam nadzieję. Przypomniałam sobie wszystko i ucieszyłam się. Odrzuciłam tak długo ćwiczoną beznamietność i twardą skorupę, by wzniecić w sobie nadzieję i co? I nic.
Give me a reason to keep my heart beating. To chyba dobre zdanie by określić ten stan.