Obóz, Kostkowice 14-21.V.2012
Uff... Już po obozie. W sumie to szkoda, bo mimo tych wszystkich męczarni tam przeżytych, bd to bardzo miło wspominać. Te poranne rozruchy, alarmy pożarowe, bojowe i pakowanie się o 3 nad ranem, bieganie 3 km bez przerwy, gubienie się w lesie, wspinaczka, przechodzenie nad rzeką po linach, spanie w 4 warstwach ubrania, butach , w śpiworze i pod dwoma kocami w 'minusową' noc (nawet w tym całym 'opakowaniu' umierałam z zimna), warty w środku nocy i 3 godziny snu dziennie - nawet za tym wszystkim bd tęsknić. I oczywiście bd bezustannie tęsknić za Mopsem, Panem Majorem i Panem Arturem, który mnie nawiedził pewnej nocy. :D Niezapomniane chwile krwotoku z głowy Arkadiusza (hahahaha), nieumiejętne golenie jego łba przez Karolinę, nadapy śmiechu, pyszne łazanki (mniam!), straszenie nas jak staliśmy na warcie (masakra), łapanie stopa (Jeep i 2 gości), spanie w namiocie z chłopakami ('grzanie' oddechem przez Michała, rycie się ile wlezie również przez Michała hahahaha) itp. Więcej sobie nie przypominam. Aaaaa i jeszcze spacer po bluzy (które na szczęście były całe i zdrowe) z P. A. hahahaha
Zjebać się idzie :D
PS. Loża szlachty była bezkonkurencyjna! ^.^