Znów siedziałam sama wśród ciszy ścian. Każdego dnia okazywało się, że mój pokój jest jedynym wybawieniem. Jedynym miejscem spokoju. Teraz siedzę znów w nim i wpatruję się w ściany z myślą... Ile one widziały? Ile razy przy nich płakałam. To tutaj w tym pokoju wykonałam pierwsze rysunki na moich rękach. To tutaj po raz pierwszy z cięć poleciała krew. To tutaj przeklinałam cały świat, tych fałszywych przyjaciół i tą feralną miłość do niego. Ten pokój gdyby umiał mówić i chciał opowiedzieć moją historię to stworzył by jedną z lepszych ksiażek. Ale czy ktoś chciałby przeczytać, czy kogokolwiek interesuje co się ze mną dzieje? Wątpliwe... Od dłuższego czasu zaczeło mi się poprawiać. Blizn już prawie nie widać, nowych śladów od miesięcy nie ma. Walczę ze sobą by nie powstawały nowe, każdego dnia walczę z pokusą kolejnych kresek. Daję rady, ale jak długo... Mogę nie wytrzymać, mogę sobie nie dać rady. Podczas tego rozmyslania nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam. Rano obudziła mnie mama słowami, że trzeba wstać do szkoły. Z trudem się pozbierałam i ruszyłam do łazienki. Wtedy dopiero zauważyłam, że mam podkrążone oczy i chyba musiałam płakać przez sen bo były całe czerwone. Mama jak zwykle nic nie zauważyła albo była już zbyt słaba by dawać sobie z tym radę. Wiem że jest jej ciężko, komu by nie było z taką córką, ale ja już nie mam sił do tego piekielnego życia. Gadanie nastolatki jak to ludzie stwierdzą... Ale niby młodzi ale nam naprawdę ciężko bez akceptacji ludzi i bez pomocy... Ubrałam się, wzięłam śniadanie i ruszyłam do szkoły. Byłam w 3 klasie. Dopiero chodzę do szkoły tydzień, a już wiem że będzie ciężko. Ograniczyłam moich szkolnych przyjaciół do 3 osób i to tych najbliższych, że szkoły. Co przez rok będę się przyzwyczajać do większej liczby... Monotonia szkoły jest nie do opisania, ale uczniowie to znają więc nie trzeba opisywać. Ale nigdy nie było aż tak źle. A może po prostu jestem z dołowana? Może czas się leczyć. Nie wytrzymałam znów kolejne kreski. Od miesiecy daje radę ale dziś juz za późno. Jedna, druga, trzecia.... Zbyt głębokie cięcię, tracę zbyt dużo krwi,. Podłoga w pokoju zalewa się krwią.... Jak ja to doczyszczę? A może nie doczyszczę? Chcę wstać w głowie mi się kręci. Próbuję się utrzymać na nogach, ale padam. Fu tyle krwi... Mam czerwoną koszulke, spodenki. Coś jest nie tak. Cisza, zasnełam? Krzyk, nie śpię? To ja krzyczę? Nie to nie mój głos. Mama? Tak to mama. O nie nie posprzątałam, dowiedziała się. Nie mamusiu tak mi przykro, nie powinnaś wiedzieć. Nie nie płacz, ale ona mnie nie słyszy. Budzę się! Co jest białe ściany? Nie to nie mój pokój. To szpital? Tak to jest sterylny szpital. O nie wszyscy się dowiedzą co teraz? Ja nie chce żeby oni wiedzieli nie było aż tak źle, a może było? Widzę mamę jest blada. Nic nie mówi. Przyniosła mi list. Naprawdę? Zostwaia mi list nie chce porozmawiać.... Chciało mi sie płakać, ale nie dałam rady. Wziełam więc list i zaczełam czytać:
"Kochana córko,
nie daję już sobie rady. Nie wiem co z tobą robić. Ta sytuacja mnie już dobiła. Z powodu próby samobójczej idziesz na leczenie do szpitala psychiatrycznego. Nie chciałam tego robić, ale juz od dawna nie dajesz mi wyboru. Udawałam że jest dobrze, że nie widze i nie słyszę jak płaczesz nocą. Ale proszę wybacz mi. Nie dam rady z tobą porozmawiać nie jestem gotowa. Proszę idź się leczyć. Bądź zdrowa i mi wybacz.
Twoja mama...."
Byłam wściekła. Jak ona mogła mi to zrobić, jak mogła ze mną nie porozmawiać. Leczenie juz mi tylko zostało. Na początku miałam być tam miesiąc. Jestem już w nim 2 tygodnie. Zero wiadomości od mamy, od przyjaciół też cisza. Jak mam sobie dać rady jak nikt o mnie nie pamięta. Nikt się mną nie przejął. Cudnie... Zbliżał się koniec miesiąc, a ja dalej nie umiem osbie poradzić. Powiedzieli, że zostaję tu jeszcze miesiąć. Ale mam prawo do odwiedzin. Myślałam, ze przyjdzie, ale ona nie przyszła. Zostawiała mnie? Nie mogła by prawda? Płakałam co noc. Chciałam tylko wyjść. Zachowywałam się jak zdrowa. Nic mi nie było. Stwierdzili, ze mogę wyjść pod koniec miesiąca. Został mi tydzień. Byłam szczęśliwa. Wszystko spakowałam. Nikt po mnie nie przyszedł. Nikt! nie było jej! Nie było mojej mamy! Poszłam pod dom. Stał samochód więcej. Kto to był? Podeszłam pod okna. Mama miała nowego faceta? Jak to? Nie powiedziała mi? POpatrzyłam na kominek. Były tam nowe zdjęcia. Jej,jego i jakiejś dziewczyny, penwie jego córka. Mama była szczęśliwa przez otwarte okno słyszałam jak mówiła do niej córeczko, kochanie. Nigdzie nie było moich zdjęć. Niczego... Czy on wiedział, że ona ma córkę? Ukryłam się w krzakach przy oknie, prędzej zostawiając swoje zdjęcie pod drzwiami i zadzwoniwszy dzwonkiem. On otworzył drzwi i podniósł zdjęcie. Zawołał ją moją mamę. Z pytaniem "Kochanie kto to jest? Znasz ją?", ona speszona. Poznała mnie! Ale wtedy usłyszałam od niej, "Nie kotku nie znam. Skąd to masz?" Ona się mnie wyparła! Wyparła się mnie jak mogła! Odeszłam stamtąd. Wziełam swój dowód do kieszeni i poszłam na most. W tym dowodzie było wszystko zapisane. Było zapisane że jest moją matką. Zapakowałam go do woreczka, razem z kartką: "Kochana mamo, dlaczego się mnie wyparłaś? Nic nie znaczyłam? A może nie byłam warta twojej miłości. Mamusiu dlaczego?". Miała mi nigdy na nie nie odpowiedzieć. taki pakunek trzymając w kieszeni. Skoczyłam z mostu. Moje ciało mieli znaleźć na drugi dzień. Miło, mamusiu masz jutro urodziny. To prezent, tak twój prezent. Ty mi nic nie dałaś na moje urodziny. Jedynie łzy wypłakane w poduszkę w szpitalu. Dziękuje ci.
Dzień później w gazetach:
"Znaleziono ciało młodej dziewczyny." Do ciebie zadzwonili. Pani córka skoczyła z mostu. Mamy dla pani wiadomość od niej. Dostałaś tą kartkę. Zaczełaś płakać. Ryczałaś! Teraz? Zabawne... Teraz jest za późno. Wszyscy już wiedzą, że się mnie wyparłaś. WSZYSCY. A dlaczego tak się stało? Tylko 2 miesiące mnie nie było, a ty już zapomniałaś. Poszłam ci na rękę, zniknełam na zawsze... Dla ciebie mamusiu zawsze, przecież cię kochałam...