Nie wiem czy jestem bardziej wkurwiona czy smutna, gdzieś na pograniczu. Na pewno rozczarowana i nawet nie mogę siebie winić. Nie wiedziałam jak to będzie.
3 lata mieszkania w UK i pierwszy raz z przyczyn niezależnych ode mnie, musiałam starać się o Universal Credit. Nie chcę się zapożyczać u nikogo, to dla mnie ujma na honorze, a place podatki w tym kraju odkąd zapierdalam żeby wszyscy mieli co żreć i co kupić ze sklepowych półek. Liczyłam że uda mi się dostać chociaż dwieście funtów ten raz w miesiącu, dałoby mi to komfort psychiczny i spokój...ale gdzieee taaaaam. Tyle zachodu żeby dostać śmieszne 100 funtów. Nie wiem za co ja przeżyję w tym miesiącu. Z pracy dostaję 90 tygodniowo i to wszystko leci na opłatę za pokój.
Pierwszy raz jestem w stanie powiedzieć z ręką na sercu że nienawidzę Szkocji. Nienawidzę wszystkich tych pojebów nie pracujących i dostawających benefity bo kurwa chleją i ćpają, a ja zapierdalam za nich i kiedy naprawdę potrzebuje gotówki to dostane takie grosiki. Śmiech na sali. Nie no, przecież nic z tym nie zrobię. Tak samo jak nie zrobię ze strachem który zaczął mi od nowa towarzyszyć. Myśli co będzie dalej ?
Muszę wrócić do pracy jak najszybciej a przede mną dopiero rehabilitacja która nie wiem jak długo potrwa zanim będę się czuła pewnie na tyle by chodzić przez 8 godzin dziennie. Nie wiem jak to będzie...ile to zajmie. Czuję się dzisiaj sama ale chyba też chcę się izolować od wszystkich. Chłopak trochę też mnie zawiódł, chlapnie zawsze coś i nie pomyśli a ja nie mam siły tłumaczyć że zabolało. Nie pisze do żadnej z sióstr bo jedna ma wyjebane a druga i tak nie zrozumie, ma swoje problemy. Ja tak rzadko czuję radość ostatnio i taki wiecie, spokój ducha po prostu. Co za ironia wyjechać z Polski żeby lepiej żyć i coś osiągnąć a tutaj nic mi nie wychodzi. Jak nie problemy ze zdrowiem ogólnie to kurwa wypadek. Dochodzi do tego też obawy jak to będzie w ogóle jak wrócę. Czy nie będę się bała tego jebanego paleciaka dotknąć, jak tak będzie, będę musiała się zwolnić a to naprawdę dobrze płatna robotą, nigdzie takiej sumy nie będę zarabiać. Bariera językowa leży w mojej głowie bo o ile język naprawdę dobrze znam i potrafię się komunikować bez większego problemu, tak akcent wciąż mnie paraliżuje. Boję się miejsc w których miałabym kontakt z klientem, w dodatku roszczeniowym.
I ostatni, największy mój demon...to to że nigdy nie będę już sprawna jak byłam. I pewnie nikt z Was tego nie zrozumie, bo przecież nie trenuje sportu, nie jestem tancerką, nie muszę ale...ja zawsze dużo się ruszałam, byłam skoczna i zwinna, szybka, to dawało mi poczucie że w czymś jestem dobra. A taniec w domu jak nikt nie patrzył, dostarczał mi endorfin i pewności siebie. Boję się że to stracę i będę jak taka sztywna tyczką.
Nie wiem co zrobilam w swoim poprzednim życiu że teraz jest tak chujowo i nie wiadomo czy nie będzie gorzej ale przepraszam.