Siedzimy same w domu. Tatusiek w pracy. Dziś do późna. Na zewntątrz okropnie. Zimno, wieje. Leżałyśmy dziś do 10 w łóżku! Szok. Ale potrzebowałam tego. Nie spałam do 4 rano przez to wiatrzysko.
Z bólem serca muszę ruszyć tyłek, trzeba w końcu się ogarnąć. Wziąć się w garść. Posprzątać w kuchni. Jestem taka zmęczona, choć sama nie wiem do końca czym. Wiadomo, że Majutka jest wulkanem energii i muszę mieć oczy dookoła głowy. To swoją drogą. A moje gorsze samopoczucie ostatnich dni potęguje zmęczenie.
Dobra, koniec tego dobrego. Idę posprzątać, póki Maja zajęła się sobą i grzecznie się bawi. :)