Wczorajszy zachód;).Zadzwonił budzik,wyłączyłam.Zadzwonił drugi budzik,wyłączyłam.Zadzwonił kurde trzeci,który już całkowicie zniechęcił mnie do wstania!Wyłączyłam i poszłam spać.Obudziłam się dosłownie kilka minut przed 7,a około 7:25 odjezdza moj autobus.Z domu wychodze 15 po siódmej.Miałam 15 minut na to,co robię zawsze.Zdąrzyłam nawet bez pośpiechu i zamyśleniami.Wystarczyła mi świadomość tego,że jest już "późno".Zauwazyłam,że to co zwykle robię w 30 lub więcej minut mogłabym zrobić przez całe 5 minut,a jednak ja lubię to przedłużać...Już po kawałku przejechanym autobusem,w drodze do szkoły specjalnie wróciłam się do sklepu po czysty zeszyt na biologię,który jak się później okazało i tak nie był potrzebny,ponieważ biologii nie było.W szkole ogólnie było całkiem sympatycznie i nawet przeżyłam bez jakichkolwiek urazow historie:P.Po powrocie do domu,razem z tatą wzięliśmy psa i poszliśmy się przejść.Teraz jestem w domu i...i nic.Rzeczy,które mam zrobić jutro-zrobię dzisiaj.Będzie mi łatwiej,choć na dzień jutrzejszy planów prócz rannego "czuwania" jak na razie nie mam.
W ogóle to rzeczywiście cholerny pech trzyma się mnie jak najmocniej od dawna i nie opuszcza na krok.Ostatnio było "wgniecione żebro"-przeszło,"latające oko"-przeszło,strzykające biodro- przechodzi,boląca kość ogonowa-przeszła,"wystrzelony palec"-też przeszedł.Skoro już wszystko to mi przeszło to co mogłam zrobić?Niefajnie zeszłam z poręczy,zachwiałam się nie wiadomo w jaki sposób i bardzo dziwnie upadłam,przez co boli mnie całe biodro i tyłek.I znów do cholery nie mogę siadać na korytarzu:D!To się robi męczące;P.