no siema
studia wcale nie są trudniejsze od liceum. Tzn jak jesteś na ue, na polibudzie to chuj :)
ale już wiem po co będzie potrzebna rodzina. W takim dużym mieście, gdy deszcz pada przez kilka dni z rzędu, gdy doznaje sę pierwszych porażek z urzędami, gdy katar zalega w nosie po każdym przebudzeniu. Fajnie jest mieć kogoś kto zacznie się martwić przynajmniej w jednej czwartej tak jak matka.
Podoba mi się urozmaicenie dnia. Na angielskim staram się pokazać od pozytywnej strony, gdyż ponieważ znowu mam podstawówkowe zakochanie, które wolę przedłużać w taki sposób, żeby jak najdłużej podpatrywać z ukrycia.
Mogę sobie pójśc do uczelnianej pani psycholog, z którą mogę sobie porozmawiać o najlepszej dla mnie przyszłej pracy. Zwracam się do niej per "proszę pani" a i tak jesteśmy w stanie się zaśmiać i pożartować. (Nie nawidzę tej amerykańskiej szkoły psychologii gdzie ludzie każą do siebie mówić na Ty, w moim przypadku wprowadza to jeszcze więcej dyskomfortu).
Później mogę się napić z różnymi osobnikami.
A następnego dnia, zaraz po minięciu kaca, ale jeszcze przed odkryciem wewnętrznej energii, mogę sobie pójść do cioci na obiad. Ciocia jest siostrzyczką dziadka i widzę w jej tonie mówienia te same geny i wychowanie. Bezpośrednio po imprezie odwiedziny u rodziny nie nudzą, dostarczają poczucia miłości.
Odczuwam dumę za każdym razem gdy ktoś wchodzi do mojego mieszkania i dziwi sie jak mieścimy się w pięciu. Odczuwam dumę za każdym razem, gdy sobie przypomnę ile pieniędzy wydałem poprzedniego dnia czy tygodnia.
Lubię czytać esemesiki od kobietek.
Będę zadowolony z przyszłej pracy, jeżeli średnia moich znajomych nie będzie miała bardziej/miżowej posady.
fajnie by było znaleźć jakąś miłośniczkę airdance.Miłośników też :P
http://www.youtube.com/watch?v=GK80167e63g
Chcę się tulić tulić tulić