Włosy falujące
od marzeń
popołudniowej godziny
Oczy zapadnięte
w bujnym kwitnieniu
nieokrzesanej miłości
Usta zdeptane
od błogiej nicości
Dłonie żółte
jak biblijna pustynia
Synapsy pobudzone
błyskawicami jałowych badyli
Chryzmat nad okiem prawym,
marszcząc zapuszcza cień pokory
Cera o woni moreli,
cynamonu i aromatu dalekich krajów
Oddech ogromnego płótna
Spojrzenie napełnione
kolorowym trzepotem i purpurą
Tajemnicza i zawstydzona
z zakłopotanym uśmiechem
Ruchy pełne lawendy,
drżące w ekstazie
Zakochana w przestrzeni
zieleni i lazuru
Oczarowana drganiem powietrza,
aksamitnym śpiewem piskląt
Niejedną, zwykłą błahostką
Niejednym wschodem
i zachodem słońca
Co dzień pęcznieje
Co dzień wypuszcza stado motyli
Zagubiona w oku
dnia codziennego
Pogmatwana,
potargana cynamonowa panna.