Od jakiegos czasu zastanawiam się nad tym jak wygląda życie aktora.
Wydaje mi się, że żeby zostać aktorem trzeba mieć mocne podstawy.
I nie chodzi mi tu o żadną szkołę, bo aktorem można zostać i bez niej.
Mam na myśli mocne podstawy samego siebie.
Bo jak można się wcielać w kogoś innego, nie wiedząc kim sie naprawde jest?
No własnie. A skąd człowiek ma to wiedzieć?
Przecież samych siebie poznajemy całe życie.
Przecież granica jest bardzo cienka.
Jak w tym wszystkim się nie zagubić?
Przyjmując różne role przyjmuje sie czyjś charakter i osobowość.
A co kiedy się zejdzie ze sceny i wróci do domu?
Czyją osobowość wtedy przyjąć?
Czyj charakter?
W tym momencie wiekszość ludzi pewnie by odpowiedziała
że najlepiej swój własny.
Tylko czy to takie proste?
Czy aktor wie kim jest, kiedy nie jest aktorem?
A jeśli wie, to skąd?
Wydaje mi sie, że własnie na tym opiera się cała sztuka aktorstwa.
Żeby potrafić rozróżnić teatr od zycia.
Ilu ludzi to potrafi?
Ja od jakiegoś czasu próbuje to sobie wyobrazić
I nadal nie potrafie.